Od dłuższego czasu, coraz częściej zastanawiam się nad tym, co tak naprawdę oznacza zdrowe odżywianie. Zwłaszcza, odkąd media donoszą o tym wszem i wobec próbując, niezbyt skutecznie walczyć z chorobami cywilizacyjnymi takimi jak otyłość, cukrzyca i choroby serca. No i do tego, odkąd mamy świetny dostęp do produktów z całego świata a przyrządzanie codziennych posiłków stało się raczej przyjemną podróżą kulinarną, lubię też mieć pełny wpływ na to jakie produkty kupuję – mięso u halalskiego rzeźnika czy też hiszpańskie pomidorki, a może owoce z Pakistanu… wybór jest ogromny!!! Wśród znajomych zauważyłam też pewien trend kupowania okropnie drogiej żywności organicznej. Tylko czy tak naprawdę zdrowe jedzenie musi być drogie i dlaczego coś, co jeszcze 10 lat temu było na porządku dziennym i gościło na stole każdej gospodyni domowej, dziś oznacza luksus? Czy my, mieszkańcy zachodniego świata wiemy tak naprawdę, co jeść by czuć się świetnie i zdrowo przez długie lata? Podczas gdy przeciętni europejczycy, chorując na grypę poszukują porady kolejnego lekarza medycyny konwencjonalnej, po drugiej stronie globu Chińczycy, najzdrowszy naród świata spożywają jakiś pyszny rozgrzewający posiłek, który dodatkowo posiada wartości antywirusowe… Sama miałam okazję przekonać się o dobrodziejstwach medycyny i filozofii chińskiej, lecząc dolegliwości, z którymi konwencjonalna, na pozór świetnie rozwinięta medycyna nie dawała rady. No i tak natrafiłam na książkę ‘Chinese System of Food Cures: Prevention and Remedies’. Kto by pomyślał, że żucie świeżych czereśni może zwalczyć zapalenie krtani... Tak więc książka ukazuje fascynujące, sprawdzone sposoby korzystania z leczniczych właściwości żywności poprzez zrozumienie ich smaku, energii, działania i ruchu... to również tłumaczy, dlaczego żywność działa na ludzi w różny sposób. Kluczem do tego jest ‘y score’, czyli skala oparta na tradycyjnej zasadzie Yin i Yang dotyczącej żywności i typów ciała. Książka zawiera ogromną liczbę pomysłów na wybór i przygotowanie setek warzyw, owoców, mięsa, zbóż i roślin strączkowych w celu łagodzenia i leczenia szerokiego zakresu problemów zdrowotnych, takich jak: otyłość, palenie tytoniu, bezsenność, astma, choroba wrzodowa, cukrzyca, nadciśnienie, zapalenie nerek, zapalenie wątroby, biegunka, anemia i wiele innych. Kto z nas by pomyślał, że żywność posiada energię – no cóż Chińczycy wiedzieli to od wieków. Energie żywności odnoszą się do ich zdolności do generowania odczucia - zimna albo gorąca - w organizmie człowieka. Tak więc według tej zasady – spożywanie produktów z ciepłą energią pozwoli nam doświadczyć uczucia gorąca w ciele a żywności z zimną energią, uczucie zimna. W codziennym życiu, każdy wie, że jedzenie lodów sprawia, że czujemy zimno a picie gorących napojów powoduje uczucie ciepła w organizmie. Poza energią ciepła i zimna, jedzenie posiada również energię chłodzącą, ciepłą i neutralną. Nie odnoszą się one jednak do aktualnego stanu żywności. Przykładem jest herbata, która ma energię chłodzącą, więc nawet jeśli pijemy gorącą herbatę to tak jakbyśmy pili zimny napój, gdyż wkrótce po wypiciu herbaty, jej ciepło zostanie utracone i zaczyna ona generować zimną energię, co powoduje, że nasze ciało zaczyna się wychładzać. Odwrotnie, spożycie czerwonej papryki, która posiada energię wytwarzającą ciepło i nawet jeśli zjemy paprykę prosto z lodówki, jej pozorne zimno zostaje utracone w organizmie tuż po spożyciu, powodując uczucie gorąca. Ta cała wiedza wydaje się pozornie bardzo enigmatyczna jednak nieświadomie to właśnie nią posługujemy się w codziennym życiu wybierając odpowiednie potrawy. W deszczowy, zimny dzień, gdy zmoknięci wracamy do domu i pierwsze co nam przychodzi do głowy to, by zjeść coś rozgrzewającego – na przykład miskę gorącej zupy z pieczonych warzyw.
U nas dziś jest bardzo ciepło, pierwsze oznaki wiosny już chyba na dobre nawiedziły wyspę, promienie słoneczne ogrzewają nas przez okno a w garnku wrze fasola mung… Według reguły yin i yang, posiada ona energię chłodzącą a więc przywraca równowagę gdy jest nam gorąco lub mamy gorączkę. My co prawda gorączki nie mamy a ciepłem promieni slonecznych upajamy się radośnie, ale prostota tej zupy zadziwiła nas do tego stopnia, że postanowiliśmy ją ugotować. Nie można pominąć oczywiście wszelkich innych dobrodziejstw zawartych w tej małej fasolce, tj. proteiny, witamina B6 i C, kwas foliowy i inne….
Tą zupą można delektować się zarówno na gorąco lub zimno, i jest orzeźwiająca i zdrowa!
Trudno jest napisać dokładny przepis na tę zupę, gdyż ilość składników zależy od indywidualnego smaku i gustu. My, na dwie głodne persony, użyliśmy mniej więcej tyle składników:
2, 5 kubka świeżej fasoli mung (moczonej uprzednio przez dwie godzinki)
3 łyżki cukru
5 kubków wody
Umieścić fasolę mung i wodę w garnku. Doprowadzić do wrzenia i gotować na wolnym ogniu przez około 1 godzinę. Dodać cukier do smaku.
I to tyle – czyż nie jest to najprostsza i najzdrowsza zupa świata?
Smacznego!!!
Zadziwiający przepis. Aż wierzyć się nie chce, że ze słodzonego wywaru z fasolki mung, można stworzyć coś tak energetycznego i pożywnego.
OdpowiedzUsuńWspaniały post i zadziwiająca rzeczywiście ta zupa!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie:)
Wspaniały wpis! Dużo ciekawych wiadomości, mam nadzieję, że na tym jednym chińskim przepisie się nie skończy! :)
OdpowiedzUsuńNapewno nie skończy się na tym wpisie bo jest dużo więcej ciekawostek, które są bardzo oczywiste a jednak nie zdajemy sobie z nich sprawy... będziemy kontynuować temat leczniczych wlaściwości jedzenia okraszonych pysznymmi, niedrogimi i nieskomplikowanymi recepturami... tymczasem pozdrawiamy :)
OdpowiedzUsuńZupa z fasoli mung? Ciekawe. I przepis tak prosty, że aż zdumiewa :)
OdpowiedzUsuńBardzo fajny wpis. Bardzo!
OdpowiedzUsuńDziękuję :)
Polecam tez ksiazki o Kuchni Pieciu Przemian czy Ajurwedzie, gdyz o to wlasnie w tym wszystkim chodzi : o energie, jej rownowage i o to co naprawde dobre dla naszego organizmu.
OdpowiedzUsuńA zupa brzmi faktycznie pysznie :)
Pozdrawiam!