sobota, 24 grudnia 2011


Składniki: 

Miarka apetytu 
Kostka ciepłej atmosfery 
Szczypta niespodzianek i prezentów 
Romantycznego aromatu kilka kropel 
Kilka wypieków ‘na twarzy’ 
Kieliszek życzliwości 
Kilka łyżek słodkich chwil 
Grono najbliższych przyjaciół i rodziny 


Sposób przyrządzenia: 

Wszystkie składniki wymieszać i zaprawić gorącą mieszanką pięknych chwil. Przelać do czystego naczynia miłości, udekorować licznymi uściskami i samymi życzliwościami, posypać drobnymi upominkami i wspomnieniami. Piec w aromacie przyjaźni i zrozumienia. Podawać na talerzu akceptacji i zaufania! Spożywać w gronie najbliższych! 
Świątecznego Smacznego dla wszystkich naszych czytelników, przyjaciół i rodziny! 
Daria i Jarek

środa, 21 grudnia 2011

Moglibyśmy wymienić milion powodów, dla których kochamy Święta... to uliczne kolędowanie, blask światełek i kolorowych girland w każdym oknie, zapach świerku, pomarańczy i cynamonu wypełniający domową przestrzeń… Śnieżne kule, gdy nakręcone wydobywają z siebie dźwięki znanych świątecznych pieśni… To również magiczna życzliwość, która rozprzestrzenia się wokół jak jakaś epidemia… 


To także tradycje, które wyniesione z rodzinnego domu dziś spisuję na kartkach kuchennego notatnika… być może kiedyś sama je komuś przekaże…. Jedną z tych tradycji jest oczekiwanie na tą jedną jedyną wyjątkową kolację i pieczołowite przygotowywanie różnych przysmaków, co jest integralną częścią okresu świątecznego. Nasze mamy i babcie spędzały długie dni na przygotowywaniu najlepszych domowych receptur, które skrzętnie nam przekazywały. Pamiętam gdy, jako dziecko kilka dni przed Wigilią obserwowałam jak mama krzątała się po kuchni wciąż coś mieszając, ugniatając… pamiętam, gdy wodzona aromatem ciasta z prodiża zbliżałam się do niego by zerknąć przez małą szybkę czy już wyrosło… pamiętam też jak pomagałam kroić cebulę do marynaty śledziowej… brrrr.. łez było co nie miara…
Co roku w naszym rodzinnym domu na stole gościły tradycyjne śledzie w śmietanie. Kilka dni przed Wigilią płaty śledziowe marynowały się w zalewie octowej by potem podczas kolacji mogły aromatycznie zanurzyć się w śmietanie i w towarzystwie ziemniaczków w mundurkach lądować na naszych talerzach. I w tym roku nie może ich zabraknąć już w moim i Jarkowym domu. Nie mogło również w tym roku zabraknąć małych śledziowych eksperymentów. Tak więc poza tradycyjnymi śledziami na naszym stole pojawią się koreczki śledziowe w pesto. 



Tradycyjne śledzie w śmietanie 

6 filetów śledziowych solonych ala Matias 
2 średnie cebule 
400g śmietany (18%) 
Świeżo zmielony pieprz 
1 liść laurowy 
3 ziarna ziela angielskiego 


Kilka dni wcześniej, płaty śledziowe dokładnie płuczemy pod bierzącą wodą, przygotowujemy zalewę octową. 

Do zalewy potrzebne są: 2 średnie cebule, 100 ml octu (10%), 400 ml wody, 8 kulek ziela angielskiego, 2 liście laurowe, sól i pieprz i łyżeczka cukru. 

Do rondla wlać ocet i wodę, doprawić zielem angielskim, liśćmi laurowymi. Dodać, cukier, sól i pieprz do smaku. Doprowadzić do wrzenia i gotować ok 5 min. Gotową zalewę ostudzić. W drugim garnku sparzyć wrzątkiem pokrojoną w plastry cebulę i ostudzić. W uprzednio wyparzonych słoikach układać na zmianę warstwę cebuli i warstwę pokrojonych w kostki śledzi. Następnie zalać ostudzoną zalewą nie pozbywając się ziela angielskiego i liści laurowych. Szczelnie zamknąć słoiczki i odstawić w chłodne miejsce. Tak przygotowane śledzie mogą być przechowywane przez długie miesiące. 

Gdy przyjdzie czas Wigilii, wyciągamy tak zamarynowane (bez zalewy) śledzie do miseczki, dodajemy świeżo pokrojoną w plastry cebulę (ilość według uznania). Śmietanę doprawiamy cukrem, solą i świeżo zmielonym czarnym pieprzem. Można dodać kilka kropel soku z cytryny. Wszystkie składniki dokładnie mieszamy. U nas w domu zawsze dodawało się do mieszaniny śmietanowej jeden listek laurowy i kilka ziarenek ziela angielskiego. Tak przygotowaną śmietaną zalewamy cząstki śledzi. I gotowe! Podajemy z uprzednio ugotowanymi lub upieczonymi ziemniakami w mundurkach. 



Eksperymentalne koreczki śledziowe w czerwonym pesto

6 płatów śledziowych solonych 

2 szklanki oliwy z oliwek ‘Extra Virgin’ 

Czerwone pesto
Mała garść liści bazylii
40g parmezanu
30g orzechów włoskich
1 lub 2 ząbki czosnku
150g suszonych pomidorów 
Kilka łyżek oliwy z oliwek ‘Extra Virgin’
Odrobina octu balsamicznego


Wrzucić wszystkie składniki do robota kuchennego lub blendera i mieszać do momentu osiągnięcia pasty.
Jeśli masz więcej czasu, można także użyć moździerza. Dodać trochę więcej oliwy z oliwek jeśli pesto wyda się zbyt suche. Przełożyć do słoiczka i odstawić aby aromat składników się pięknie połączył. 

Płaty śledziowe dokładnie płuczemy pod bierzącą wodą i osuszamy papierowym ręcznikiem. Każdy płat śledziowy kroimy wzdłuż na połowę tak by otrzymać dwa długie cienkie płaty. Każdy taki płat smarujemy obficie czerwonym pesto i zwijamy w koreczki zabezpieczając drewnianą wykałaczką. Tak przygotowane koreczki układamy ciasno w sparzonych uprzednio słoiczkach i zalewamy oliwą z oliwek. Ważne jest, aby zakryć wszystkie śledzie dokładnie oliwą gdyż w przeciwnym razie zaczną gnić. Następnie potrząsamy słoikiem delikatnie aby pozbyć się baniek powietrza i zakręcamy szczelnie. Tak przygotowane koreczki śledziowe mogą być długo przechowywane w chłodnym miejscu. Najlepiej smakują po kilku dniach gdy śledzie porządnie zamarynują się w pesto. 



Życzymy Wam smacznych śledzikow!
Daria i Jarek

niedziela, 18 grudnia 2011

No i znów zniknęliśmy na chwil kilka… ale to tylko dlatego, że ostatni miesiąc był dla nas niezwykle bogaty w wydarzenia, piękne spotkania, kulinarne nowości i małą kuchenną tragedię…


A zaczęło się od tego, że w tym roku zawitała na wyspy piękna jesień… taka, jaką można podziwiać na pocztówkach, pełna złota i czerwieni, do tego temperatura za oknem tylko rozpieszczała i rozpraszała… pozostawanie w domu zdecydowanie nie było opcją!
Zdarzyła nam się też mała kuchenna tragedia… Nasz ukochany robot kuchenny bardzo renomowanej firmy (nie powiemy jakiej) nie wytrzymał naszych kulinarnych impresji, pomruczał, poświstał i padł… nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie to, że upodobał sobie dzień po wygaśnięciu gwarancji a nadmienić muszę, że gwarancja obowiązywała jeden rok. Szkoda, że tak zaawansowany i okropnie 'cenny' robot kuchenny podziałał tylko rok... :( Pamiętam, te roboty u mamy w domu, które wcale nie były tak skomplikowanymi maszynami a służyły nam przez długie lata… dziś z szerokim uśmiechem na twarzy wspominam sokowirówkę (tu marki też nie wspomnę), którą trzeba było przyciskać rękami do blatu stołu gdyż w przeciwnym wypadku latała po całej kuchni… i nikt nie miał jej tego za złe a soczki z marchewki robiła wyśmienite…

W środku Frederick Rossakovsky-Lloyd. 

Tegoroczny listopad minął również pod znakiem różnych wydarzeń artystyczno – przyjacielsko- kulturalnych. Zdecydowanie chcielibyśmy wspomnieć o wernisażu malarstwa i rzeźby Fredericka Rossakovsky-Lloyd. Frederick poprosił by Kulinarne Impresje przygotowały zakąski, które zgrabnie miały towarzyszyć kontemplowaniu jego sztuki… i tak się stało… w menu wpisały się malutkie paczuszki z fety i winogrona pieczołowicie zwijane przez Jarka w szynkę parmeńską i zawiązane szczypiorkiem; mini placuszki ziemniaczane z fetą, tarta szpinakowo – czosnkowa; koreczki ananasowe z chutneyem cebulowym i masłem orzechowym; muffiny z kozim serem i tymiankiem… i wiele innych smakołyków, których nie sposób tu wymienić… wernisaż okazał się sukcesem a nasze zakąski znikały w mgnieniu oka co tym bardziej nas ucieszyło…


Jarkowe Paczki z Fetą i Szynka Parmeńską

5 plastrów szynki parmeńskiej lub prosciutto
8 owoców winogrona
1 kostka sera feta (150g)
Kilka gałązek szczypiorku

Winogrono opłukać i osuszyć, pokroić wzdłuż na połowy. Każdy plaster szynki przekroić wzdłuż na trzy równej długości paski. Podobnie, z fetą, którą należy pokroić w 1,5 centymetrowe kostki. Następnie, układać plaster szynki, na nim kostkę fety i połówkę winogrona, zawijać z każdej strony i obwiązywać szczypiorkiem tak by powstały małe ‘paczki’. 



Ziemniaczane Placuszki z Fetą

3 duże ziemniaki
70g sera feta
kilka gałązek szczypiorku
garść koperku
1 jajko
sól i pieprz (do smaku)
1 ząbek czosnku
bułka tarta
oliwa

Ziemniaki ugotować i ugnieść. Fetę rozdrobnić widelcem, dodać do ziemniaków i wymieszać.
Dodać resztę składników i całość wyrobić drewnianą łyżką. Rozgrzać piekarnik do 180 stopni na opcji 'grill'. Następnie, uformować małe kotleciki, panierować w bułce tartej. Wyłożyć kotleciki na blasze, i spryskać oliwą z oliwek. Piec 30 minut, obracając aż do uzyskania złotego koloru. Podawać na ciepło lub jako zimną zakąskę.

Smacznego i ciepłego wieczora!

niedziela, 16 października 2011


Od zarania dziejów chleb miał bardzo ważne znaczenie w życiu człowieka – nie tylko był podstawowym pożywieniem, ale również miał wymiar symboliczny. Jego symbolika jest niezwykle bogata. Chleb, często uważany był za pokarm niezwykły, szlachetny i w wielu kulturach, zwłaszcza chrześcijańskich za święty. Oznaczał on płodność, mądrość i dostatek. Dlatego też spożywano go podczas ślubowań i przysiąg. Chleb traktowany jest również jako symbol godności i wartości ludzkiej pracy… a zwyczaj dzielenia się chlebem przetrwał do dziś i symbolizuje przyjaźń oraz gościnność. Zdarza się niekiedy, że dzielimy się chlebem bardziej z tradycji niż 'ze szczerego serca'. Mam jednak nadzieję, czego wszystkim nam życzę, że życzliwie wyciągnięta dłoń z kawałkiem pachnącego bochenka, będzie potrafiła przełamać nawet najbardziej zgorzkniałe serca. Zgodnie z tym pięknym zwyczajem, dzielimy się dzisiaj (online) ze wszystkimi domowymi piekarzami świata, kromką naszego pysznego chleba z płatkami owsianymi…

Wszystkim piekarzom, życzymy udanych i pięknych bochenków!!!


Chleb z płatkami owsianymi
Przepis pochodzi z książki J. Hamelmana "Bread"/znaleziony u Polki

375g białej pszennej mąki chlebowej
125g mąki pszennej razowej (100%)
83g płatków owsianych
313g wody (o temp. 24C)
50g mleka
33g płynnego miodu
33g oleju roślinnego
11g soli
1 1/2 łyżeczki drożdży instant

Płatki owsiane zalać ciepłą wodą i zostawić na 20 minut. Gdy zmiękną do płatków dodać resztę składników i wszystko dokładnie wymieszać. Następnie zagnieść średnio luźne ciasto, delikatnie lepkie od miodu. Miód nada również naszemu chlebkowi piękny kolor. 
Miskę z ciastem przykryć lnianą ściereczką i pozostawić w ciepłym miejscu do wyrośnięcia na 2 godziny. Po 1 godzinie leżakowania ciasto powinno się odpowietrzyć poprzez ponowne ugniatanie (wystarczy kilka ruchów). Gdy ciasto podwoi swoją objętość, na opruszonym mąką blacie, lekko ukształtować okrągły bochen i dla upiększenia zwilżyć jego powierzchnię wodą (ja to zrobiłam własnymi rękami) a następnie posypać płatkami owsianymi. Tak przygotowany, przykryć ściereczką i pozostawić do ponownego wyrośnięcia przez ok. 1,5 godziny.
Chleb może być pieczony na blasze. Jednak my użyliśmy kamienia do pizzy, który należy włożyć do zimnego piekarnika tak, by rozgrzewał się razem z nim. Nagrzać piekarnik do 240st C i piec przez 15 minut, następnie zmniejszyć temperaturę do 220st C i dopiekać jeszcze 10-15 minut.

Wspaniałego Dnia Chleba 2011!!!

p.s. Polko, dziękujemy bardzo za inspiracje Twoim chlebkiem 'Vermont Sourdough' - jednak niestety w ostatnim okresie czasu uśmierciliśmy dwa zakwasy wiec sama rozumiesz... :) jak tylko wychodujemy nowy, napewno wypróbujemy! 

Bake Bread for World Bread Day 2011

poniedziałek, 10 października 2011


Często wertuję czasopisma kulinarne w poszukiwaniu inspiracji lub poprostu szybkiego dania, które można zrobić w mgnieniu oka. Zauważyłam jedną ciekawą prawidłowość - ostatnio w brytyjskich czasopisamch kulinarnych coraz częściej można poczytać rubryki pod tytułem 'Budżetowe Potrawy'. W dobie wszechogarniającego kryzysu, kulinarni redaktorzy prześcigają się w pomysłach na najtańsze i najszybsze dania. Pomysł wydaje się być świetny jeśli oczywiście nie tracimy na jakości używanych produktów. Muszę przyznać, że wiele z tych 'budżetowych' pomysłów urzekła nas do tego stopnia, że musimy się z Wami podzielić... :) I to nie tylko ze względu na cenę, która wydaje się być naprawdę śmieszna, ale również pod względem różnorodności składników i prostoty wykonania.


Tym razem zupa - Orientalny rosół z wieprzowymi pulpecikami i kapustą.
Porcja dla 2 osób/ Wykonanie bardzo proste/Czas: 30 minut

250g mięsa mielonego wieprzowego
6 gałązek cebulki dymki (3 drobno posiekane, 3 pokrojone do dekoracji)
4cm kawałek świeżego imbiru (obranego, 1/2 wyciśniętego przez praskę, 1/2 pokrojonego w plasterki)
2 papryczki chilli (1 drobno posiekana, 1 pokrojona w paseczki)
2 garście bułki tartej
Olej sezamowy
1l rosołu z kury lub warzywnego
2 gwiazdki Anyżu
Sos Sojowy
100g kapusty jarmużowej (lub innej według uznania)


W dużej misce wymieszać mięso mielone, drobno posiekaną cebulę dymkę, starty imbir (my używamy do tego wyciskarki do czosnku), drobno posiekane chili i bułkę tartą (według uznania) oraz 1/2 łyżki oleju sezamowego. Porządnie doprawić solą i formować małe kuleczki/pulpeciki. Pulpeciki obsmażyć na patelni.

Wlać rosół, gwiazdki anyżu, imbir w plasterkach oraz 2 łyzki sosu sojowego do dużego rondla. Gotować na wolnym ogniu przez 5 minut. Nastepnie dodać kapustę i klopsiki, i ponownie gotować na wolnym ogniu przez 10 minut. Potym czasie dodać łyżeczkę oleju sezamowego, plasterki dymki i chili. Podawać w dużych miskach. 



I gotowe!!! Nieprawdaż, że proste? 


Przepis pochodzi z czasopisma 'BBC Olive' by Janine Ratcliffe. 

piątek, 30 września 2011


Podczas gdy wszyscy wokół zachwycają się specjałami kuchni zachodniej, śródziemnomorskiej, chińskiej i indyjskiej…. Ja z Karolką wracamy do naszych rodzimych wschodnioeuropejskich tradycji…. Ja i Karolka to żywy dowód na wieloletnią, piękną przyjaźń na odległość… oddzielone tysiącami kilometrów i tak spotykamy się by razem kucharzyć… 

… na kuchennym blacie laptop i my, w małym okienku skypa… starannie studiujemy przepis z malutkiej karteczki, który Karolina kiedyś spisała z relacji swojej babci Hani, która to otrzymała go ponoć od swojej mamy Wandy, czyli Karoliny prababci. W międzyczasie opowiadając sobie nowinki ostatnich dni. Po kolei mieszamy składniki: mąkę, mleko, drożdże, roztapiamy masło. Popijamy herbatę z cytryną… rozmawiamy o kwiatach i ziołach, wkładamy wyrobione bułeczki do piekarnika i czekamy, chwila na ploteczki o wszystkim i o niczym… pogoda dziś jest wakacyjna… nie możemy się nadziwić, że kilka dni temu wkładałyśmy jesienne ciuszki… jednocześnie wyciągamy nasze bułeczki i zapach jest piękny, nie możemy się nadziwić… ach i och.. robimy zdjęcia, ustawiamy monitory naszych komputerków by pochwalić się nawzajem naszymi wypiekami… podekscytowane… zupełnie jakbyśmy były tuż obok siebie… jak te buchty, które łączą się w trakcie pieczenia… 


Od Karolki Mamy dostaje maila z rodzinną opowiastką związaną z buchtami… Cytuję za autorką: ‘Zawierucha wojenna rzuciła prababcię Kajki (czyli moja Babunię) do słowackiej Cadcy. Buchta to tamtejsza (znana też na naszym Śląsku Cieszyńskim) wersja drożdżówki, na którą przepis (a tak naprawdę jego brak) jest przenoszony w naszym domu z pokolenia na pokolenie. Od dzieciństwa uczyłam się, jak należy ją robić. Ot, zwykłe drożdżowe, ale nie każdy przepis zaczyna się od sakramentalnego: "posól garnek". I też, mimo szczegółowych instrukcji, ile i czego na oko domieszać, niewielu się udaje. Myślę, że cała tajemnica tkwi w sumiennym ręcznym wyrobieniu ciasta (żaden mikser, ani inna cud-maszyna!) tak, aby "nabrało" jak najwięcej powietrza. Czyli odrobinkę serca należy dorzucić . W buchcie rozsmakowani są wszyscy bliscy znajomi, a stała sie sławna, gdy jeden z przyjaciół zażyczył sobie jej w prezencie ślubnym. Zapach ciepłej jeszcze drożdżówki dostarczonej na uroczystość kościelną, skutecznie rozproszył nie tylko Pana Młodego. Nazwa jest idiomem. Tak samo brzmi w Czechach, Słowacji i Polsce. Udanych wypieków, cieszę się, że nasz domowy specjał wędruje w świat! I smacznego oczywiście. 
Całusy dla Was i przytulanki – Maryla.’ 
Rozmarzyłam się... 



Buchty z powidłami węgierkowymi. 

1/8 l mleka 
20 g świeżych drożdży 
75 g cukru (dać połowę i ewentualnie dosypać wg uznania) 
80 g masła 
400 g mąki pszennej 
2 jajka 
Szczypta soli 
120 g powideł śliwkowych (u mnie własnej roboty, ale o tym w następnym poście, a u Karolki świetne powidła firmy Łowicz). 


Do obtoczenia: ok. 1/4 kostki masła rozpuszczonego w rondelku 

Na kruszonkę: 2 łyżki stołowe masła rozpuszczonego w garnuszku, 4 łyżeczki cukru, 2 łyżki mąki, 1 łyżeczka cukru waniliowego. Wymieszać wszystkie składniki do uzyskania grudkowatej konsystencji. 

Podgrzać mleko. Drożdże rozkruszyć w miseczce i wymieszać z połową podgrzanego mleka i 1 łyżką cukru. W dużej misce na sam spód wysypać szczyptę soli (u nas ok. ½ łyżeczki) Przesiać mąkę. Zrobić w mące dołeczek i do niego wlać drożdże z mlekiem i przysypać je mąką. Odstawić do wyrośnięcia na 15 minut w ciepłym miejscu. 

W małym rondelku rozpuścić masło. 

Do miski z mąką i drożdżami dodać 1 żółtko i 1 jedno jajko. Dodać resztę cukru i mleka. Za pomocą drewnianej łyżki, wykonując ruchy jakby od spodu ciasta, wyrobić na gładką masę. Przy tego rodzaju mieszaniu można zobaczyć jak ciasto ‘bąbluje’ – odpowietrza się (to dobry znak). Następnie wlewać rozgrzane (ale nie gorące) masło po ściankach miski i wykonując te same ruchy łyżką od spodu szybko wyrobić na gładką masę. Ciasto powinno być gęste tak by można było łatwo formować kulki. Opcjonalnie, można dodać rodzynki uprzednio wymoczone w mleku i osuszone. Miskę nakryć i postawić w ciepłe miejsce na co najmniej godzinę. Ciasto powinno podwoić objętość. 

Piekarnik rozgrzać do 180 st C. Wysmarować formę (okrągłą lub keksówkę) i obsypać mąką. 

Masło (100 g) rozpuścić na patelni i wysmarować nim dłonie tak by ciasto się do nich nie lepiło. Ciasto delikatnie nacisnąć i podzielić na 8 dużych porcji. Z każdej zrobić kulkę a do środka wcisnąć łyżeczkę powideł śliwkowych. Każdą z kulek obtoczoną w maśle umieścić w formie (piekłam w okrągłej tortownicy o średnicy 23 cm, a Karolina w dużej keksówce). Odstawić do wyrastania na 15 - 30 minut. Następnie, za pomocą pędzelka kuchennego wysmarować każdą kulkę białkiem z jajka i posypać kruszonką. 

Piec 30 minut. 


Pięknego Weekendu! 



wtorek, 20 września 2011


Jakiś czas temu nabyliśmy książkę Jeffreya Hamelmana o sztukach wypiekania chleba. Pisaliśmy o niej tutaj. Muszę jednak przyznać, że jest ona dość wyrafinowana jak dla początkujących domowych piekarzy jak my. Jest ona świetną encyklopedią niezbędnej wiedzy w zakresie pieczenia, hodowania zakwasów i formowania pięknych bochenków. Jednak, skomplikowane, czasochłonne receptury, minimalna ilość zdjęć, konieczność posiadania zakwasu w wielu wypiekach oraz wiele (niezgłębionych jeszcze przez nas) zagadnień, sprawia, że książka jest przeznaczona dla wykwintnego piekarza. Co zresztą objawiło się w kilku niestety nieudanych wypiekach… O rany, jak sobie przypomnę pierwsze bagietki według Hamelmana – nie dałoby się ich nawet piłą tarczową przekroić hehehe… Ale przecież nie od razu Rzym zbudowano, prawda? 

Nie poddając się, dziś znowu zajrzałam do księgi J.H z zamiarem ponownej pruby – chleb z pieczonymi ziemniakami od razu przykuł moją uwagę a skoro obiecałam, że wszystkie wrześniowe wpisy będą w pewnym stopniu poświęcone ziemniakom, to niech tak będzie! A do tego przepis nie wymagał użycia zakwasu chlebowego, który ostatnio niestety mi obumarł :( Wczytując się w przepis trochę się obawiałam, że znów może mi nie wyjść… więc zajrzałam do Liskowej Pracowni Wypieków i oczywiście znalazłam tam uproszczoną wersję tegoż samego chleba. Liskowy przepis różni się tym, że nie wymaga zrobienia zaczynu na dzień przed pieczeniem. Ale Jeffreyowa opcja pieczonych ziemniaków (u Liski gotowanych) w składzie chleba podobała mi się zdecydowanie bardziej. Proces pieczenia ziemniaków wydobywa i podkreśla ich smak, co lubię w nich najbardziej, no i do tego chrupiąca skórka… Hamelman podaje jeszcze kilka innych propozycji składnikowych - czosnek i rozmaryn, które pięknie wkomponowały się w całą recepturę. 
Równanie przedstawia się tak: 

Prostota przepisu Liski + Pieczone ziemniaki z czosnkiem i rozmarynem Hamelmana = Pełny Sukces!! 


Chleb z pieczonymi ziemniakami 

100 g ziemniaków 
400 g pszennej mąki chlebowej 
200-250 ml wody 
1,5 łyżeczki soli 
1 łyżeczka cukru 
1,5 łyżeczki drożdzy suszonych 
3 łyżki oliwy z oliwek 
3 ząbki czosnku 
2 gałązki świeżego rozmarynu 


Ziemniaki umyć, osuszyć i pokroić w małe kosteczki. Piec na blasze razem z czosnkiem i rozmarynem oraz kilkoma łyżeczkami oliwy na rozgrzanym grillu. Następnie, ostudzić ziemniaki i zagnieść niedbale widelcem. Spaloną skórkę pozostawić (ona nada chlebowi ładniejszego koloru). 
W dużej misce połączyć wszystkie składniki. Wodę należy dolewać stopniowo, jej ilość zależy od rodzaju mąki. Zagnieść gładkie i sprężyste ciasto (ręcznie lub mikserem). Przełożyć do miski wysmarowanej oliwą, przykryć folią i odstawić do wyrastania na godzinę. Następnie z ciasta uformować okrągły bochenek, który przełożyć do koszyczka lub miski wysypanej mąką. Odstawić do wyrastania na 45-60 minut. Kamień do pizzy (jeśli nie mamy, wystarczy blacha wyłożona papierem do pieczenia) wstawić do piekarnika i nagrzać do 240 st C. Wyrośnięty bochenek przełożyć na rozgrzany kamień, spryskać ścianki piekarnika wodą ze spryskiwacza lub na dno piekarnika wsypać ok. 1/2 szklanki kostek lodu. Po 10 minutach, zmniejszyć temperaturę do 210 st C i dopiekać kolejne 15-25 minut, do zrumienienia bochenka. Upieczony chleb przełożyć na kratkę kuchenną i ostudzić przed pokrojeniem. 



Smacznego!


Wykwintnym i bardziej doświadczonym piekarzom domowym z chęcia polecam książkę Jeffreya Hamelmana 'BREAD. A baker's book of techniques and recipes'. 




piątek, 16 września 2011


Ziemniaki, kartofle, grule, bulby, perki, pyry, bałabany, harcaki… Nazwijcie je jak chcecie… :)

Niech się zgłosi ten, kto nie lubi ziemniaków… Wątpię by znalazła się taka osoba. A przynajmniej nigdy nie spotkałam takiej na swojej drodze… Nasza miłość do ziemniaków nie zna granic, do każdego typu ziemniaka, słodkiego, słonego, ugotowanego, upieczonego, usmażonego na głębokim oleju… To jedne z najbardziej, jeśli nie najbardziej wszechstronnych warzyw korzeniowych. Są proste, obfite w składniki odżywcze i witaminy i smaczne pod każdą postacią. I najchętniej poświęcilibyśmy wszystkie wrześniowe wpisy na blogu rozmaitym ziemniaczanym daniom z całego świata. Tak więc zacznijmy od tego jakże banalnego a robiącego wrażenie (na talerzu). 


Ziemniaki Ala Hasselback pochodzą ze Szwecji, a nazwa wywodzi się od restauracji Hasselback, która po raz pierwszy zaserwowała je w tej formie. W niektórych restauracyjnych menu, można je spotkać pod nazwą ‘accordion potatoes’ (‘ziemniaki akordeonki’) i do dziś są przygotowywane w ten sam sposób, tak że każdy ziemniak pokrojony jest w cienkie plasterki, ale nie przez całą jego średnicę, a następnie prażony w maślanej oliwie z plasterkami czosnku spoczywającymi pomiędzy plasterkami. Poza eleganckim wyglądem, jest jeszcze jeden fenomen w tej metodzie – dzięki szczelinom pomiędzy plasterkami, ziemniak wystawiony na wysoką temperaturę piekarnika, staje się pięknie chrupiący na zewnątrz i delikatnie miękki i kremowy wewnątrz. To zdecydowanie podkreśla smak samego ziemniaka, który w ten sposób upieczony może być serwowany jako przystawka, jako dodatek do dania głównego lub przekąska. My polecamy pozostawienie skórki i spożywanie ziemniaka wraz z nią, gdyż wszystkie najważniejsze dla ziemniaka składniki odżywcze (Żelazo, Białka i Witaminka C) znajdują się tuż pod jego skórką. 




Składniki: porcja na 2 głodne osoby :)
Dwa duże ziemniaki (rodzaj według uznania), starannie umyte i osuszone. 
4 ząbki czosnku, pokrojone na cienkie plasterki
4 czubate łyżki stołowe masła
kilka łyżek oliwy z oliwek (wg uznania)
sól morska

Ponacinać każdy ziemniak na plasterki ale nie przez całą jego średnicę. W szczeliny między plasterkami włożyć cienkie plasterki czosnku. Opruszyć każdy ziemniak solą morską, gruboziarnistą. Następnie przykryć warstwą masła (grubość według uznania) i skropić oliwą z oliwek. W uprzednio nagrzanym do 220 stopni piekarniku (najlepiej z nawiewem) piec ziemniaczki na blasze przez 1 godzinę do momentu aż skórka będzie chrupiąca. Podawać gorące oblane dowolną ilością szpinakowo – orzechowego pesto. 



Pesto ze szpinaku i orzechów nerkowców. 
Inspiracja zaczerpnięta od Joy the Baker

2 duże garście młodego, świeżego szpinaku 
2 ząbki czosnku 
1/4 szklanki prażonych nerkowców 
2 łyżeczki soku z cytryny 
1/2 łyżeczki skórki z cytryny 
1/3 szklanki świeżo startego parmezanu 
sól i pieprz do smaku 
1/3 szklanki oliwy z oliwek 


Umieścić wszystkie składniki pesto w misce robota kuchennego i miksować do osiągnięcia drobno grudkowatej konsystencji. Doprawić solą i pieprzem do smaku. I gotowe!!! Nadmiar pesto przechowywać w szczelnie zamkniętym słoiczku w lodówce. Może się przydać do różnego rodzaju makaronów lub z pieczywem czosnkowym jako przekąska. 

Smacznego i miłego weekendu wszystkim!


środa, 7 września 2011


Otwarcie się przyznajemy, że uwielbiamy mięsne potrawy… nie musimy być wegetarianami, żeby jednak zrozumieć jak ważne jest dobro zwierząt. Jako typowi mięsożercy, musimy godzić się z faktem, ze zwierzęta muszą umrzeć. Niemniej jednak, cenimy sobie, jeśli zwierzę jest dobrze chowane i dorasta w jak najbardziej naturalnym sobie środowisku. Szczególnie godnymi uwagi są kury, które wydają się być hodowane w najbardziej przerażających warunkach a to ze względu na coraz bardziej rosnące zapotrzebowanie światowego rynku. Tak więc, kury, które trafiają na półki naszych sklepów wyglądają świetnie, tylko czy zdajemy sobie sprawę z tego jakie życie wiodły zanim zostały tak pięknie poukładane by przyciągnąć nasze oko w supermarkecie? Cała sprawa uświadamiania społeczeństwa była już poruszana przez wiele organizacji przyjaznych zwierzętom, jednak kucharze - celebryci mają największą przewagę w tej kwestii… Szczególnie zapadła mi w pamięci kampania Jamiego Olivera z 2007 roku, której istotą było pokazanie, często odrażających scen z życia hodowanych kur. Dzięki temu społeczeństwo jest w stanie podejmować świadome decyzje o tym co jeść a nie wspierać przemysł drobiowy, który skutecznie ukrywa przed nami szokującą prawdę o warunkach hodowli kurcząt. Ciekawym aspektem akcji Jamiego było to, że nie namawiała ona do absolutnego przejścia na wegetarianizm, ale pobudzała do świadomego dokonywania wyboru. My dokonaliśmy już wyboru… A wy? Zachęcamy Was do obejrzenia całego eksperymentu Jamiego Olivera, który miał znaczący wpływ na spadek kupna kurcząt hodowanych w klatach w Wielkiej Brytanii. Cały program możecie obejrzeć TUTAJ  

A tymczasem my na stole dziś mamy  pięknego, smacznego ‘free range’ kurczaka według przepisu Jamiego Olivera. 


Pieczony kurczak z warzywami i tymiankiem 


1,5 kg kurczak ‘free range’ 

 2 średnie cebule 
2 marchewki 
2 laski selera 
 1 główka czosnku 
oliwa z oliwek 
sól morska i świeżo zmielony czarny pieprz 
1 cytryna 
mały pęczek świeżego tymianku, rozmarynu, szałwia, lub mieszanina wszystkich tych ziół 


Natrzeć kurczaka od środka i od zewnątrz dużą ilością soli i świeżo zmielonym pieprzem – najlepiej zrobić to z samego rana. Następnie przykryć, wstawić do lodówki i trzymać do momentu rozpoczęcia szykowania obiadu. Dzięki temu mięso będzie po upieczeniu naprawdę chrupiące i wyśmienite.
Wyjmij kurczaka z lodówki na 30 minut przed włożeniem do pieca.
• Rozgrzej piekarnik do 240 ° C/475 ° F / gaz 9
• Nie trzeba obierać warzyw - wystarczy je umyć i posiekać na dowolnej grubości kostki
• Podzielić główkę czosnku na ząbki, pozostawiając je nieobrane
• Wrzucić wszystkie warzywa i czosnek na dużą formę do pieczenia i skropić oliwą z oliwek, doprawić solą i pieprzem
• Ostrożnie nakłuć cytrynę, używając końcówki ostrego noża
• Umieść cytrynę wewnątrz kurczaka razem ze wszystkimi ziołami
• Umieść kurczaka po środku formy do pieczenia, pomiędzy warzywami, wrzucić ziemniaki i całość włożyć do nagrzanego piekarnika
• Zmniejszyć temperaturę natychmiast do 200 ° C/400 ° F / gazu 6 i piec kurczaka około 1 godzinę i 20 minut
• W połowie pieczenia podlać kurczaka sosem, który się z niego wydzielił i jeśli warzywa wyglądają na suche, dodać troszkę wody, aby zatrzymać ich nadmierne spieczenie
• Po upieczeniu podawać z ulubionymi sałatkami lub surówkami.


Smacznego i spokojnej nocy!

niedziela, 14 sierpnia 2011


No i znowu gnocchi… nic na to nie poradzę, że je uwielbiam i gdyby tylko doba miała 50 godzin to robiłabym je codziennie… pisałam już o nich wcześniej tutaj (klik). Ale napiszę jeszcze raz!!! Tak więc po dogłębnych dywagacjach i sporach, pozostawiłam kopytka kopytkami a gnocchi gnocchami… Te pierwsze zawsze będą mi się kojarzyły z tymi domowymi, robionymi przez mamę, którym zawsze towarzyszył jakiś mięsny lub grzybowy sos. Acha! I zapomniałabym! Kopytka zawsze były najlepszym daniem w studenckich barach mlecznych – kosztowały grosze a jaki smak…. I do tego kwaśne mleko… ach... Absolutny hit czasów studenckich… Za to gnocchi zawsze będą mi się kojarzyć z czymś wymyślnym, różnymi ziemniakami, dziwnymi dodatkami, sosami serowymi i Włochami… 

Dziś więc Gnocchi ze słodkich, brytyjskich i jamajskich ziemniaków, pasternaku z serem pleśniowym i piniowcami… inspiracja zaczerpnięta z Delicious Magazine, 2011.


500g pasternku 
500g słodkich ziemniaków (u nas 1 brytyjski i 1 jamajski ziemniak) 
50g parmezanu 
2 łyżki oliwy z oliwek 
175g mąki pszennej 
1 duże jajko 25 g masła 
400g świeżego szpinaku 
125g ulubionego sera pleśniowego (u nas blue cheese) 
75g orzechów piniowych, spieczonych na patelni 
sól i świeżo zmielony pieprz
szczypta chilli (u nas płatki chilli)

Przygotowanie: 
Rozgrzać piekarnik do 180 st C. Ugotowć pasternak w garnku z wrzącą, osoloną wodą przez 3-4 minuty, odcedzić i umieścić na blasze do pieczenia, razem ze słodkimi ziemniakami. Skropić połową oliwy, a następnie piec około 30 minut do miękkości, obracając regularnie. Następnie, wszystkie składniki przecisnąć przez praskę do ziemniaków do dużej misk tak by całkowicie ostygły. Sekretem dobrych gnocchów jest to, że ziemniaki muszą całkowicie zimne przed połączeniem z mąką i jajkiem. Do ostudzonych ziemniaków dodać parmezan, mąkę i żółtko. Dobrze przyprawić solą i pieprzem i wyrabiać ciasto aż do uzyskania gładkiej masy. Podzielić ciasto na pół. Obie połówki zrolować w 2,5 centymetrowe wałki a następnie pokroić na 3 cm kawałeczki i umieścić na obsypanym mąką talerzu. W garnku zagotować wodę, osolić i gotować gnocchi aż wypłyną na powierzchnię około 2-3 minut. Odcedzić na łyżce cedzakowej. Roztopić połowę masła na patelni na średnim ogniu, następnie dodać szpinak. Smażyć przez kilka minut, aż zwiędnie. Doprawić gałką muszkatołową aby wydobyć jego smak i szczyptą chilli. Zdjąć z patelni i odstawić. Roztopić masło i pozostałą oliwę i smażyć gnocchi kilka minut, aż zrobią się złote. Podawać na szpinaku z serem pleśniowym i posypanymi orzeszkami piniowymi . 

Smacznego! 

piątek, 12 sierpnia 2011


Otóż, rodzajów zup pomidorowych jest tyle, ilu ludzi na Ziemi. ‘You like tomato and I like tomahto…’ Nie znam osoby, która nie lubiłaby pomidorów, już nie mówiąc o zupie pomidorowej, na której większość z nas pewnie się wychowała. Z dzieciństwa pamiętam tą zabielaną śmietaną z ryżem lub kluseczkami robioną na rosole z poprzedniego dnia. Potem w czasach studenckich, gdy czasu na jedzenie było zdecydowanie za mało, była moda na gorący kubek pomidorowy Knorra – zresztą nie był taki zły :)!! Po pierwszych odwiedzinach we Włoszech, w naszym domu przyszedł trend na taką z samych pomidorów, bazylii z dodatkiem parmezanu i czosnkowymi grzankami. Odkąd mamy dostęp do najróżniejszych przypraw i produktów świata, nasza słynna pomidorowa przeobrażała się z każdym gotowaniem – a to delikatna w smaku i kremowa, a to pikantna z nutką wędzonej papryki, po taką z dużą ilością rozmarynu i jogurtu… mogłabym wymieniać i wymieniać… Po tych wszystkich eksperymentach przyszedł czas na coś bardziej tradycyjnego ze szczyptą nowości… Szukając inspiracji, połączyliśmy kilka różnych znanych nam przepisów i tym sposobem wyszła nam chyba najlepsza zupa pomidorowa jaką jedliśmy.


Nasza zupa pomidorowa
1kg pomidorów San Marzano
2 duże marchewki
4 ząbki czosnku
1 duża cebula
½ litra bulionu warzywnego
Sól morska
Świeżo zmielony pieprz
Szczypta papryki wędzonej w proszku
Oliwa z oliwek z białymi truflami
Kilka łyżek jogurtu greckiego
Makaron ‘Stellette Stars’ (drobny, w kształcie gwiazdek)

Przygotowanie:
Piekarnik nagrzać do 180 st C.
Pomidory umyć, ponacinać skórki na krzyż. Marchew, cebulę i czosnek obrać. Ułożyć warzywa w formie do pieczenia, skropić oliwą i posypać solą i pieprzem. Piec około 1 godziny.
Po upieczeniu, zdjąć skórkę z pomidorów. Obrane pomidory i pozostałe składniki zmiksować niedbale  by widoczne były grudki warzyw. Dodać bulion i wędzoną paprykę. Na koniec dodać dwie lub trzy łyżki jogurtu greckiego. Podawać z wcześniej ugotowanymi wcześniej makaronowymi gwiazdkami. Tak podaną zupę skropić na koniec oliwą truflową.


Wersji piosenki ‘Let's Call The Whole Thing Off’ Państwa Gershiwnów też jest kilka... jednak nasza ulubiona to ta zaśpiewana przez Elle Fitzgerald and Luisa Armstronga, którą możecie tutaj posłuchać do miseczki pysznej pomidorowej :) 

Smacznego!


czwartek, 11 sierpnia 2011


Czasem są takie dni, że nie mamy apetytu i najchętniej nie jedlibyśmy nic! A tu obiad z przyjaciółmi ustalony na 14…. O rany! Co tu zrobić – wertuję książki i magazyny kulinarne nerwowo, ale żaden przepis mnie nie zadowala, żaden nie trafia w mój wyjątkowo kapryśny gust, spoglądam na zdjęcia pięknych potraw i też mnie jakoś nie poruszają. Po pół godzinnym wertowaniu znajduję…. Bomba!!! Krzyczę na całą kuchnię… i w tym momencie telefon – ‘Kochani, właśnie wychodzimy z domu, będziemy u Was za jakąś godzinkę…’ – oznajmiają znajomi. A ja totalnie w polu z obiadem… no cóż! Trzeba szybko coś wymyśleć żeby zająć ich przed głównym daniem a i pobudzić apetyt do tego co nastąpi później… I po raz kolejny, uświadamiam sobie za co kocham kuchnię i kulturę spożywania posiłków we Włoszech… To oni przecież wymyślili obok francuskiego hors d’oeuvres swoje antipasti, appertizers, przystawki… czy jak kto woli sobie to nazwać…
Historia antipasto nawiązuje do starożytnych Rzymian, którzy stosowali antipasto jako środek pobudzający przed głównym posiłkiem. Ta idea ewoluowała z dwóch bardzo różnych warunków kulturowych - ekstremalnego bogactwa i ubóstwa z koniecznościBogaci używali antipasto jako wstęp do wielodaniowej kolacji. Dla ubogich, antipasto było ulicznym  ‘fast foodem’, który można było tanio kupić i zjeść w przerwie od pracy.

Podobnie jak czołówka zapowiadająca świetny film, tak właśnie pojawiające się na stole antipasti  zwiastują coś pysznego, wyjątkowego. Już nawet widok pięknie przygotowanych małych przystawek może zmienić nastrój spotkania, kusząć gości do stołu… A ich głównym zadaniem jest pobudzenie apetytu (czego mi dziś potrzeba) i kubków smakowych bez poczucia wypełnienia żołądka. Mogą być na zimno, na ciepło, ugotowane lub na surowo… czego dusza zapragnie… Ważne jest, by swym wyglądem, kompozycją smaków i kolorów, zachęcały do rozpoczęcia posiłku… nawet jeśli apetyt dziś nam nie sprzyja…
Porządny talerz antipasto powinien zawierać kawałki owoców, pomidorów, cieniutko pokrojonych plastrów ulubionych wędlin i serów, marynowanych oliwek i grzybów, oraz owoców morza… 

U nas wyglądał tak…


Sałata ‘Rocket’
Plastry Szynki Serrano
Kawałeczki Melona ‘Honeydew’ (spadziowego)
Płatki Parmezanu
Odrobina świeżo zmielonego pieprzu
Kilka kropel sosu balsamiczno – malinowego

Przepis na sos balsamiczno - malinowy:
2 szklanki świeżych malin
1/3 szkalnki octu balsamicznego
2 łyżki stołowe cukru

 Przygotowanie sosu: 
W małym rondelku na średnim ogniu, gotować maliny, ocet balsamiczny i cukier. Mieszać od czasu do czasu,  około 15 do 20 minut. Sos/ glazura będzie gotowa, gdy cała mieszanina zmniejszy objętość i zgęstnieje. Tak więc czas gotowania może być u każdego różny. 

Wszystkie składniki antipasto poukładać na talerzykach w ulubiony sposób, posypać świeżo zmielonym pieprzem i skropić sosem balsamiczno – malinowym. Podawać przed większym posiłkiem – sukces murowany!!! Wasi goście będą zachwyceni!!!
Smacznego

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...