Dzisiejszy deszcz za oknem i strugi wody cieknące po szybie sprawiły, że dopadło nas wspomnienie pewnego popołudnia w Hiszpanii.
Byliśmy wtedy mniej więcej w połowie drogi naszej rowerowej wyprawy do Santiago de Compostela. Na noc zatrzymaliśmy się w oberży dla pielgrzymów w La Isla. Za nami około 300 kilometrów górzystej trasy północnej (Camino de Norte) gdzie wysiłek wynagradzały nam widoki i lokalni mieszkańcy. Niesamowicie otwarci i serdeczni ludzie. Dawno już wyjechaliśmy z Kraju Basków i własciwie niedługo opuścimy również Kantabrię. Cudowną krainę, której pejzaże przywołują w pamięci wszelkiego rodzaju romantycznych bohaterów i błędnych rycerzy na ich wiernych rumakach. A my teraz robimy właściwie to samo tyle, że na rowerach. Daria szaleje na swojej Dolly, a ja wyciskam poty z mojego obładowanego Sokratesa... ale o tym kiedy indziej.
W albergue spotkaliśmy czterech kolarzy z Majorki i Teneryfy, dwie Niemki, Hiszpana i Włocha Marco z Turynu. I właśnie podczas rozmowy z Marco padł pomysł wspólnej biesiady. On od razu podłapał myśl i radośnie zaoferował, że przyrządzi tradycyjną Carbonarę według przepisu jego babki. Jak nie przyklasnąć takiej propozycji! Wizja Carbonary zrobionej na domowy sposób przez Włocha w cudownie położonym albergu rozanieliła nas i sprawiła, że wszyscy pomimo zmęczenia i obolałych nóg i .. nie tylko nóg, poczuliśmy nowy napływ energii. Szybko zebraliśmy listę potrzebnych artykułów, wskoczyliśmy na rowery i udaliśmy się do sklepu we wsi. Już wtedy padało ale deszcz też jakiś taki optymistyczny był.
Po powrocie radośnie zabraliśmy się do przygotowania uczty.
Przygotowanie pasty dla jedenastu osób w niemalże polowych warunkach to niezły wyczyn logistyczny. Zwłaszcza, że nawet drobna Daria i Niemki miały zapotrzebowanie na energie jak drwale po dniu pracy. A co dopiero siedmiu "chłopa".
Przygotowanie:
Solidarnie każdy starał się coś zrobić, pomagać, obierać i siekać czosnek, ubijać jajka, które według babcinego przepisu miały mieć postać jasnej i jednolitej konsystencji. Ktoś wstawił wodę na makaron (wtedy zwykły spaghetti), ktoś inny kroił w kostkę boczek (oryginalnie pancetta).
W ruch poszedł dostępny w oberży duży aluminiowy gar i nasze menaszki, w których obsmażyliśmy kilogram boczku i sześć główek czosnku. I to na małym kocherze turystycznym.Wszystko musiało być chrupiące ale nie przypalone. Mieszanie takiej ilości w stosunkowo małej menaszce było nie lada wyzwaniem ale się udało!
W ruch poszedł dostępny w oberży duży aluminiowy gar i nasze menaszki, w których obsmażyliśmy kilogram boczku i sześć główek czosnku. I to na małym kocherze turystycznym.Wszystko musiało być chrupiące ale nie przypalone. Mieszanie takiej ilości w stosunkowo małej menaszce było nie lada wyzwaniem ale się udało!
Do ugotowanego i odcedzonego makaronu wrzuciliśmy podsmażony z czosnkiem boczek i ubite jajka. Wszystko przez chwilę trzeba było jeszcze podgrzewać i mieszać, tak żeby jajko dobrze się ścięło i wymieszało z makaronem.
Jeszcze tylko szczypta pieprzu, w naszej sytuacji były to jakieś dwie łyżki ;) i starty parmezan.
Kiedy pasta a la Carbonara wylądowała wreszcie na talerzach a ślinotok sprawił ze zapanowała cisza zdobyliśmy się jeszcze na głośny toast z lampką czerwonego wina za pomyślność na Camino de Santiago i z gromkim "smacznego", w każdym z dostępnych przy stole języków zabraliśmy się do pałaszowania cudownej, pełnej smaku i prostoty Carbonary.
- trzy jaja
- 200 g pancetty (można ją z powodzeniem zastąpić boczkiem wędzonym)
- cztery ząbki czosnku
- pieprz
- sól (do smaku ale nie jest konieczna ponieważ boczek może osolić nasze danie wystarczająco)
- parmezan
- makaron do spaghetti (dzisiaj użyliśmy penne)
PS
To nie koniec naszych włoskich inspiracji. Już za kilka dni (17 Styczeń 2010) będzie obchodzony Międzynarodowy Dzień Kuchni Włoskiej 2010. Z tej okazji w ponad pięćdziesięciu krajach świata włoscy mistrzowie kuchni przygotowują wybraną potrawę. W minionym roku była to opisana powyżej Carbonara zaś w tym roku króluje Taghiatelle al Ragu Bollognese.
My również będziemy z nimi gotować.
Ja powodow, dla ktorych uwielbiam Italie moglabym podawac dziesiatki. Jednym z nich sa oczywiscie wszystkie pyszne makaronowe dania :)
OdpowiedzUsuńCiesze sie, ze znalazlam Waszego bloga. Milo tu i przyjemnie :) Bede Was czesciej odwiedzac. Tymczasem pozwolicie, ze sie jeszcze rozejrze :))
Pozdrawiam cieplutko.
Ależ proszę się rozgościć - cieszymy się, że ktoś nas odwiedza bo daje nam to niezłego kopniaka do gotowania i zamieszczania naszych kulinarnych wspomnień... a że Italia to nasza miłość - zdecydowanie będziemy zamieszczać więcej receptur... bo to właśnie włoskie przysmaki goszczą na naszym domowym stole najczęściej... pozdrawiamy i lecimy do kulinarnego kalejdoskopu... :)
OdpowiedzUsuń