piątek, 25 lutego 2011

Kochani!! Prosimy o pomoc!!!!

O pomoc dla 28 letniej Danusi, jednej z najbliższych nam osób, Siostry Jarka.


Danusia nosi w sobie iskrę nowego życia, które dołączy do naszej rodziny już niebawem bo w kwietniu. Niestety nosi w sobie również przyćmiewający radość macierzyństwa bardzo rzadki nowotwór mózgu - struniaka. Ten wolno rosnący, ale niezwykle złośliwy pasożyt (grrr..) nie pozostawia cienia złudzeń - on też walczy. Za swoją siedzibę wybrał sobie najbardziej niedostępne zakamarki mózgu Danusi, uniemożliwiając lekarzom całkowite chirurgiczne usunięcie oraz zastosowanie chemioterapii i radioterapii dostępnej w Polsce. Po zdiagnozowaniu nowotworu, w 2007 roku Danusia przeszła operację usunięcia guza gdy był jeszcze w stosunkowo niewielkich rozmiarach pozwalających na leczenie w kraju. Jednak ten nie dał za wygraną i pojawił się z powrotem, tym razem znacznie większy, co wykazały badania w lipcu 2010 roku.Przed otrzymaniem wyników badań Danusia dowiedziała się, że jest w ciąży. Od tego czasu walczy już nie tylko o siebie ale także o swojego synka.

Ze względu na złożony charakter guza, jego umiejscowienie się wokół struktur narządu wzroku w mózgu, i przede wszystkim jego rozmiar, jedyne możliwe leczenie dostępne jest tylko poza granicami kraju. W grudniu 2010, Danusia została zakwalifikowana do odbycia radioterapii protonowej w Paryżu, w Centrum Protonoterapii Insytytu Marie Curie. Jednak zanim to nastąpi musi też przejść w Polsce bardzo złożoną operację usunięcia tej części guza, której nie da się usunąć nawet francuskimi protonami, które mogłyby doprowadzić do utraty przez Danusię wzroku. O ile operacja w Polsce pozbawiona będzie kosztów finansowych, paryska część leczenia musi zostać słono opłacona. Koszt tego leczenia to 42 982 EUR. W niektórych przypadkach Narodowy Fundusz Zdrowia finansuje leczenie, które nie jest dostępne w Polsce. Jednak ostateczna decyzja NFZ w przypadku Danusi nie została jeszcze podjęta. Niestety leczenie w Paryżu wiąże się z trzymiesięcznym pobytem na własny koszt ponieważ w trakcie terapii nie obowiązuje hospitalizacja. Będzie to bardzo trudny okres, w którym Danusia będzie potrzebowała swojego synka tak samo jak on Jej i dlatego konieczne jest stworzenie im odpowiednich warunków. Oczywiście leczenie nie zakończy się na etapie protonoterpaii w Paryżu ale będzie przełomowym krokiem, po którym nastąpii długotrwała rehabilitacja wiążąca się z poważnymi kosztami.

Mamy to szczęście, że przeszkodą w leczeniu Danusi nie jest medycyna a jedynie koszty, które w tym przypadku są bardzo duże. Jesteśmy jednak pełni wiary i ufności, że z pomocą i zaangażowaniem ludzi wrażliwych uda się Danusi osiągnąć cel i będzie zdrowo obserwować jak jej synek dorasta.

Staramy się rozpowszechniać nasz apel o wszelką, nawet najdrobniejszą pomoc w zebraniu pięniędzy na leczenie i rehabillitację Danusi. Głęboko wierzymy, że pokona nowotwór, a dzięki Waszej pomocy będzie to możliwe i łatwiejsze do osiągnięcia.

Danusia jest podopieczną Fundacji Rak'n'Roll, o której dość głośno zrobiło się w ostatnich czasach w Polsce gdyż pełną parą wspiera kobiety w ciąży z nowotworami, a których cieżkie zmagania z chorobą w tym wyjątkowym dla kobiety okresie pozostawały niezauważane.

----------------------------------------------------------------------------

Jak możesz pomóc:

Wpłaty prosimy kierować na konto fundacji, Fundacja Rak'n'Roll - Wygraj życie z dopiskiem „Dla Danusi ”.
Jeżeli wysyłasz datek z Polski, to użyj numeru konta Fundacji: MULTIBANK 73 1140 2017 0000 4502 1050 9042.

Jeśli wysyłasz datek z zagranicy, użyj numeru konta bankowego MULTIBANK w standardzie IBAN: PL73 1140 2017 0000 4502 1050 9042.
Swift code: BREXPLPWMUL
Adres:  ul.Chełmska 19/21
budynek "Lipsk", lok.409
00-724 Warszawa

Dzięki pomocy Caritas Archidiecezji Krakowskiej, które udostępniło swoje konto, możliwe jest również przekazanie 1% podatku na koszty leczenia.
Osoby, które w ten sposób zechcą pomóc Danusi w zebraniu potrzebnej kwoty, proszone są o wpisanie poniższych informacji w swoim rozliczeniu rocznym. Caritas Archidiecezji Krakowskiej KRS 0000207658 dopisek: Leczenie Danuty Baranik.

----------------------------------------------------------------------------



Będziemy wdzięczni za każde wsparcie.
Daria i Jarek (Brat Danusi)

środa, 23 lutego 2011



Pierwsze koty za płoty... chleby też... :) 
Dlatego w tym tygodniu mamy ogromną przyjemność gospodarzyć w Weekendowej Piekarni, do której Was serdecznie zapraszamy. W naszym domu, wsród różnych wypieków - tych łatwych i tych bardziej skomplikowanych, jak narazie triumfują chleby, które nazwaliśmy medycznie :) 'emergency bread'. A to dlatego, że można je przygotować szybko, zawierają niewielką ilość składników i smakują obłędnie nawet z samym masłem... Są świetnym pomysłem na leniwy dzień gdy nie chce nam się iść do sklepu po zakupy albo zwyczajnie gdy goście są w drodze a tu ups... nie ma ani kromki w szafce... :) 

Nie ukrywam, że wybór nie był łatwy ale mamy już swoich faworytów, których chcielibyśmy Wam dziś zaproponować. 



Chleb z pieprzem i figami
Przepis z Good Food Magazine, wyd. Wrzesień 2004

650g mąki chlebowej
2 łyżeczki świeżo zmiażdzonego w moździerzu pieprzu czarnego 
2 łyżeczki soli
7g drożdży instant (1 opakowanie)
2 łyżki oliwy z oliwek
425-450ml ciepłej wody
350g suszonych figi


W dużej misce wymieszać mąkę, pieprz, sól i drożdże. Wymieszać z oliwą z oliwek i dość ciepłą wodą, aby powstało miękkie ciasto. Przełożyć na lekko opruszoną mąką powierzchnię i ugniatać przez 10 minut aż będzie gładkie i elastyczne.
Przełożyć ciasto do naoliwionej miski i pozostawić w ciepłym miejscu na ok. 1 godzinę lub do momentu dwukrotnego zwiększenia objętośći. 
Rozgrzać piekarnik do 200C/fan 180C/gas 6. Po wyrośnięciu delikatnie zagnieść ciasto ponownie, wciskając figi. Uformować owalny lub okrągły bochenek i umieścić na lekko posypanej mąką blasze. Naciąć wierzch bochenka ostrym nożem i posypać odrobiną mąki. Zostawić ponownie do wyrośnięcia, odkryte, około 10-15 min (jeśli kuchnia jest ciepła). Piec 40-45 min a następnie schłodzić na kuchennej kratce.







W trakcie poszukiwań znalazłam jeszcze jeden ciekawy przepis, który mam nadzieję obie szefowe Weekendowej Piekarni pozwolą mi tu zaproponować bo nie mogę się oprzeć... Świetne połączenie pieczywa i moich ulubionych rybek Anchois. 



Oliwkowe Zawijaski
Przepis z Good Food Magazine, wyd. Czerwiec 2009

500g mąki chlebowe
300ml ciepłej wody
1 łyżeczka soli
7g suszonych drożdży (1 opakowanie)
6 łyżek oliwy z oliwek
mały pęczek świeżej bazylii
170g czarnych oliwek bez pestek
1 ząbek czosnku, zmiażdżony
2 puszki anchois (opcjonalne)
50g zielonych oliwek bez pestek


W dużej misce wymieszać mąkę, sól, drożdże, 1 łyżkę oliwy z oliwek i 300 ml ciepłej wody, aby powstało miękkie ciasto. Zagnieść ręką przez 10 minut lub w mikserze przez 5 minut. Ciasto przełożyć z powrotem do oczyszczonej miski, przykryć naoliwioną folią kuchenną. Zostawić na godzinę w ciepłym miejscu, aż podwoi objętość.
W międzyczasie wyrzucić łodygi z bazylii i umieścić w mikserze razem z czarnymi oliwkami. Dodać 4 łyżki oliwy z oliwek, czosnek i anchois, jeśli używasz. Miksować do momentu otrzymania pasty.
Rozgrzać piekarnik do 220C/gaz 7. Wyłożyć płytką blachę do pieczenia około 30 x 20 cm z papierem do pieczenia. Na posypanym mąką blacie rozwałkować ciasto na prostokąt ok. 30 x 40cm. Następnie rozłożyć pastę oliwkowo - rybną na całej powierzchni ciasta. Rozłożyć drobno pokrojone zielone oliwki wzdłuż krutszych krawędzi ciasta i zwinąć ciasto jak roladę.
Pociąć ciasto na 12 plastrów, a następnie ostrożnie przełożyć na blachę. Lekko wysmarować wierzch pozostałą oliwą z oliwek. Luźno przykryć folią spożywczą, a następnie pozostawić do wyrośnięcia na 20 minut i tak, aż zwiększą swoją objętość i wypełnią blachę. Piec 20-25 minut do uzyskania złotego koloru, następnie pozostawić do ostygnięcia na kratce.


Mam nadzieję, że dołączycie do nas w ten weekend i życzę Wam udanych wypieków. 

niedziela, 20 lutego 2011


Dziś będzie szybko... A nawet super szybko... Macie czasem tak, że zajęć i obowiązków jest tyle, że najchętniej wydłużylibyście dobę do 72 godzin...? No właśnie ja mam tak w tym tygodniu... wielki egzamin na uczelni już za pasem, mózg paruje, jeszcze tyle cennej wiedzy do zgłębienia a czasu jak na lekarstwo... Od kilku dni na stole goszczą tylko szybkie obiady albo jednogarnkowce.... trzeba jakoś przetrwać - byle do wtorku... dlatego dziś super szybkie jaja.... :) Jaja z foremki...




Jaja z foremki
zainspirowane przepisem Cenk'a

6 dużych jaj
3 duże pomidory
3 ząbki czosnku
świeża bazylia
sól i pieprz do smaku
kilka plastrów pastirmy (wędzonych plastrów wołowiny)
oliwa z oliwek
odrobinka parmezanu

Rozgrzej piekarnik do 180 stopni.

Aby przygotować trzyminutowy sos pomidorowy, pomidory obrać i wycisnąć sok, usunąć nasiona (jeśli robisz to w misce, można użyć soku i nasion później do sałatki). Posiekać drobno pomidory i gotować z 1 łyżką oliwy z oliwek przez około 2 minuty. Doprawić czosnkiem, solą i pieprzem i odłożyć na bok.

Formę do muffinów lub szklankę do sufletów wysmarować oliwą z oliwek, każdą foremkę wyłożyć plasterkami pastirmy wewnątrz, tak żeby wystawała ponad krawędzie foremki ale należy uważać, aby nie pozostawić szczeliny pomiędzy plastrami.

Na warstwie plastrów pastirmy dodać łyżeczkę sosu pomidorowego i jajka na wierzchu. Doprawić solą i pieprzem do smaku i piec w rozgrzanym piekarniku przez około 10 minut. Po wyjęciu z piekarnika, posypać startym parmezanem i podawać na gorąco.

Świetne ze świeżym pieczywem albo jako alternatywa do jaj sadzonych, które zazwyczaj w naszych domach podawało się z gniecionymi ziemniaczkami i warzywami na parze i oczywiście zsiadłym mlekiem. Świetna pożywka dla głodnego mózgu... :)

Smacznego i spokojnej ciepłej niedzieli!

poniedziałek, 14 lutego 2011


I'm, I'm so in love with you
Whatever you want to do
Is alright with me
'Cause you make me feel, so brand new
And I want to spend my life with you...



romantyczna kawa z korzennym sercem 

dobrej jakości kawa świeżo zmielona
szczypta cynamonu



ciasteczka 'serca'
150g mąki pszennej
100g masła
50g cukru pudru
1 żółtko
10g przyprawy korzennej do pierników

Wszystkie składniki ciasteczek mieszamy ze sobą w misce i odstawiamy do lodówki na 45 minut. Schłodzone ciasto rozwałkować na grubość 0,5 cm i wyciąć foremkami ciasteczka. Piec w temperaturze 210 stopni ok. 12-15 minut. 


Życzymy Wam dużo miłości...

niedziela, 13 lutego 2011

Nie na darmo mówi się o nim, że jest przyprawą cenniejszą od złota. Otrzymuje się go z wysuszonych znamion, czyli słupków kwiatowych znajdujących się pomiędzy fioletowymi płatkami krokusa. Do zebrania kilograma potrzebnych jest około 150-200 tysięcy kwiatów. Mowa o szafranie. Jego nazwa wywodzi się z arabsko-perskiego wyrazu az-zafaran, oznaczającego kolor „żółty”, jak i „nitkę”. Szafran pozyskiwano od dawna z pochodzących z Azji Mniejszej krokusów, których łacińska nazwa brzmi Crocus Sativus. Nitki z krokusów zbiera się rankiem, kiedy to kwiat otwiera się. Stąd też szafran od zawsze stanowił synonim luksusu.


Według legendy powodem, dla którego Aleksander Macedoński zakończył swój zwycięski pochód w Indiach, było rozkwitłe rankiem pole krokusów. Zastosowanie znajdował w sztuce kulinarnej, a także w kosmetyce oraz jako barwnik. W starożytnym Egipcie przysługiwał faraonom i kapłanom i składano go w ofierze bogom. Cesarzowie zażywali szafranowych kąpieli, gdyż wskrzesza on ponoć męskie siły. Szafran w wielu kulturach świata był i jest nadal uważany za silny afrodyzjak. Miałby on wzmagać popęd płciowy u młodych mężczyzn. Zdaniem starożytnych Greków szafran pobudzał kobiece narządy płciowe, wywoływał silny orgazm. W starożytności szafran był lekarstwem na złe samopoczucie. Z innych zastosowań, roślinę tę wykorzystywano do barwienia szat mnichów buddyjskich. Kolor ten to symbol mądrości. Obecnie szafran uprawia się na dużą skalę głównie w regionie basenu Morza Śródziemnego i krajach Bliskiego Wschodu. W Hiszpanii z uprawy szafranu słynie region La Mancha. Szafran z La Manchy, słynący ze swej barwy, smaku i aromatu jest najdroższą przyprawą świata. Szafran jest jedyną przyprawą, która nadaje potrawie jednocześnie barwę, aromat i smak. Zaledwie kilka nitek szafranu dodanych do dań nadaje im intensywnie żółty kolor i specyficzny, delikatny, lekko gorzkawy posmak. 


W Indiach szafran jest niezbędnym składnikiem licznych potraw z ryżu i słodyczy. Używa się go również w medycynie ayurwedycznej oraz podczas obrzędów religijnych.
W Arabii Saudyjskiej prawdziwa kawa arabska powinna zawierać między innymi właśnie szafran.
Na północy Włoch i południu Szwajcarii, szafran jest niezbędny w przygotowaniu słynnego risotto.
W Szwecji tradycją jest pieczenie chleba z szafranem w dniu Świętej Łucji.
I wreszcie w Hiszpanii szafranu dodaje się do słynnej paelli, fabado i pote galicyjskiego.

W naszej kuchni dziś szafran pojawił się w towarzystwie małż...



Małże w sosie szafranowym
przepis wyszukany kiedyś przypadkowo w internecie, autor nieznany

1.25 kg żywe małże
450 ml białego wytrawnego wina
2 gałązki świeżego tymianku, posiekanego
2 gałązki świeżej mięty, posiekane
2 łyżki oliwy z oliwek
1 mała cebula, drobno pokrojona
4-6 szafranowych nitek, namoczonych w niewielkiej ilości wody
sól i świeżo zmielony czarny pieprz


Małże porządnie wyczyścić pod zimną wodą i usunąć wszystkie małe "brody" wystające z pomiędzy ich muszli. Wyrzucić te, które pozostają otwarte. Umieścić małże w dużym rondlu z 300 ml wina. Dusić pod przykryciem na dużym ogniu, wstrząsając garnkiem od czasu do czasu przez około 8 minut, aż małże się otworzą. Wyrzucić te, które pozostały zamknięte. Następnie wsypać posiekane zioła.

W międzyczasie, rozgrzać oliwę na patelni i smażyć cebulę delikatnie przez około 5 minut. Dodać wino i gotować aż cebula zrobi się bardzo miękka. Wymieszać z szafranem i usunąć z ciepła. Mieszaninę z cebulą dodać do garnka z małżami i jeszcze przez chwilkę dusić aż małże przejdą aromatem cebuli i szafranu. 

Podawać ze świeżym, chrupiącym pieczywem w towarzystwie waszego ulubionego wina...

Miłego wieczoru!!!



czwartek, 10 lutego 2011

Dzisiejszy wpis nie jest związany z żadnym smacznym przepisem kulinarnym... Nie będzie w nim też żadnych apetycznych zdjęć... 
Dziś będzie mowa o sprawach, które dotyczą nas wszystkich, a skoro kiedyś tam ktoś nazwał nas ładnie Homo Sapiens, myślę, że warto o tym napisać... 
Kilka tygodni temu Jarek jadąc metrem przeczytał artykuł o brytyjskiej rodzinie, która w ciągu jednego roku produkuje tylko jedną reklamówkę śmieci... Wow, ale wyczyn - pomyślałam! W pierwszej chwili podeszłam do tematu dość sceptycznie bo przecież jak można wytworzyć jedną torbę śmieci w przeciagu całego roku skoro idąc do supermarketu widzimy na półkach produkty, które często mają po kilka opakowań - najpierw zapakowane w piękną folię, na tym jeszcze kolorowe, przykuwające oko pudełeczko i tak dalej i tak dalej... Ale przypomniała mi się sytuacja z zeszłego roku, kiedy to nasz ulubiony hipermarket (dodam, że bardzo popularny w UK) dostał karę od odpowiedniego urzędu za używanie zbyt dużych opakowań w stosunku do ilości produktu, który się w nim znajdował.... A do tego doszedł fakt, że w ostanich miesiącach wyrzucaliśmy zastraszającą ilość śmieci mimo tego, że jest nas tylko dwójka. Pomyślałam sobie, co za morderstwo dla naszej matki - Ziemii!!! 
Nie ukrywam, że nie jestem jakąś wielką miłośniczką całkowicie ekologicznego trybu życia bo nie jest on całkowicie możliwy gdy mieszka się w wielkiej metropolii... Ale myślę, że małymi rzeczami można wiele zmienić... Są kraje, które ekologię traktują jako swój priorytet - mieszkając przez chwilę w Niemczech, gdzie przyjaciel rodziny miał chyba 5 różnych koszy na śmieci w kuchni i skrzętnie sobie je segregował i nawet jeździł kilkanaście kilometrów od domu żeby wywieźć odpady organiczne do odpowiedniego składowiska - ale poświęcenie, myślałam wtedy... Ale teraz z perspektywy czasu i może też pewnej świadomośći - jestem pełna podziwu dla takiego zaangażowania w ratowanie własnego środowiska. 
Ale wracając do tematu owej rodziny Strauss z Gloucestershire w Wielkiej Brytanii to jestem naprawdę pod wrażeniem sposobów, w jakie utylizują swoje odpady... cały artykuł jest tutaj więc polecam szybką lekturę... rodzina założyła też stronę internetową gdzie można znaleźć wiele sposobów na uniknięcie stosu śmieci i ich utylizację - klik. Nie ukrywam, żę bardzo nas poruszyła wrażliwość Państwa Strauss i z chęcią sami wypróbowaliśmy kilku ich sposobów. Na pierwszy ogień poszły reklamówki, które sklepowi sprzedawcy rozdają na prawo i lewo, my postanowiliśmy używać tylko swoich lnianych toreb wielokrotnego użytku, które są wygodniejsze i coraz bardziej modne. Problem rozwiązał się sam jesli chodzi o warzywa, które kupujemy na wagę w lokalnych sklepikach i na straganach warzywnych. Pytanie pojawiło się gdy trzeba było kupić mięso - już nawet nasz ulubiony, lokalny rzeźnik pakuje je w warstwy torebek i pudełek ale my staramy się zabierać ze sobą swoje plastikowe pudełka, których mamy w domu pod dostatkiem i prosimy by nam w nie zapakowano sztukę mięsa. Trzeba było zobaczyć minę naszego rzeźnika gdy go o to poprosiliśmy po raz pierwszy.... uff, facet się nieźle uśmiał ale po chwili tłumaczenia, zrozumiał. Od tamtej pory, jak tylko wpadamy do niego coś kupić, sam pyta nas o nasze pudełko :) Niestety nie wszystko da się kupić bez opakowania, na przykład cukier lub płatki owsiane, ale mimo to jesteśmy zadowoleni, że dzięki tym małym zabiegom ilość wyrzucanych śmieci zmniejszyła się nam o połowę!!! No więc chyba małymi, niewymagającymi kroczkami można coś zmienić albo zwyczajnie ograniczyć ilość odpadów zaśmiecających nasze najbliższe środowisko. 

A Wy jak radzicie sobie z narastającą liczbą opakowań na produktach spożywczych i jakie są Wasze pomysły na ich utylizację?

niedziela, 6 lutego 2011


Od jakiegoś czasu w każdym warzywniaku koło stosów przeróżnych owoców, tych typowo europejskich i tych najbardziej egzotycznych, spoglądałam na żółte, nieregularne 'coś', co wygląda trochę jak jabłko, trochę jak gruszka, pokryte 'włoskami', twarde i zupełnie mi nieznajome.... no cóż, już nie!!! Bo w końcu odważyłam się zapytać pana za ladą co to takiego... 'quince' wykrzyczał pan, patrząc się na mnie jak bym przybyła conajmniej z Marsa... Ojej, taki owoc a ja nigdy nigdy go nie jadłam... A może to dlatego, że pigwa jest mało popularnym owocem a przez swoją kwaskowość i cierpkość nie zachęca do spożywania w postaci świeżej. No więc po powrocie do domu, pospiesznie zaczęłam czytać opowieści o pigwie i wygląda na to, że w Polsce ciężko ją dostać poza sezonem czyli poza październikiem a my pigwy mamy tu pod dostatkiem i co najlepsze, że sezonowość pigwy na wyspie nie ma końca. Zupełnie nie pamiętam by u nas w domu robiło się coś z pigwy, a to wielka szkoda bo teraz gdy już pierwsze domowe wyroby pigwowe mamy za sobą, zdecydowanie wiem co straciłam... 



Najwcześniej uprawiana w krajach basenu Morza Śródziemnego. 
Według niektórych legend, to nie jabłko, ale blado-złota pigwa skusiła Ewę. Starożytni Grecy i Rzymianie poświęcili ten owoc Afrodycie i Wenus...
Pomimo, że nie nadaje się do bezpośredniego zjedzenia, jest świetną kandydatką na dżem lub marmoladę (w języku portugalskim pigwa to marmelo), albo nalewkę. Ze względu na dużą ilość pektyn jest świetnym zagęszczaczem. Lekko podpieczona, jest genialnym dodatkiem do mięs i ciast a do tego jest bardzo trwała więc nadaje się do długiego przechowywania.
My skusiliśmy się tym (pierwszym) razem na zrobienie soku i marmolady pigwowej. 
Sok z pigwy ma wiele zastosowań leczniczych i kosmetycznych. Owoce pigwy są niezastąpione w leczeniu przeziębień i wzmacnianiu odporności. Zawierają więcej witaminy C niż cytryna. Oprócz tego zawiera dużo witaminy B1, B2, PP i karotenoidów. Ma działanie antyoksydacyjne. 
Napary z pigwy stosowane są w stanach zapalnych jamy ustnej i gardła. Pomaga również łagodzić stany zapalne w obrębie żołądka. 
Fanów pigwowej nalewki napewno ucieszy fakt, alkoholowe nalewki korzystnie wpływają na pracę serca i obniżają ciśnienie krwi, osłabiają skurcze jelit i pobudzają trawienie. 
Można z niej przyrządzić tonik odmładzający do twarzy. Wystarczy skórki owoców zalać spirytusem, odstawić na 2 tygodnie, a następnie odcedzić i rozrzedzić wodą. 


Pigwowy sok do herbaty.

1,5 kg pigwy (umyta, obrana i pokrojona w drobne kawałeczki)
1/2 kg cukru (do smaku)
szczypta cynamonu

Umytą pigwę, pokrojoną na cieniutkie plasterki (należy usunąć gniazda nasienne) i układać w słoikach - warstwa pigwy - warstwa cukru i szczypta cynamonu (ostatnia warstwa cukier). Przykryć lnianą szmatką i zostawić na kilka dni aby puściła sok. Po kilku dniach, zlać sok przez gazę do wyparzonych butelek i pasteryzować w piekarniku. My poddaliśmy nasze butelki z soki procesowi suchej pasteryzacji w piekarniku (ok 40 minut w 130 stopniach). 


Z pozostałych owoców, które wciąż zachowały swoje cenne właśćiwości zrobiliśmy konfiturę.


Konfitura z pigwy.

Owoce pigwy wraz z cynamonem (pozostałe po soku)
150 - 200g cukru

Pigwę wrzucić na szeroką patelnię, dusić do czasu aż kawałki zaczną się rozpadać, podlewając wodą od czasu do czasu. Dodajemy cukier i smażymy jeszcze chwilę. Wypełniamy słoiki i pasteryzujemy w piekarniku w 130 stopniach przez około 20 minut.


Smacznego!!! 






Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...