niedziela, 11 listopada 2012


W dzieciństwie nie lubiłam zup z tak zwanymi farfoclami. Farfocle to były zazwyczaj pływające w garnku warzywa - rozgotowane, bez koloru i takie miękkie jak robaki... blee... dlatego mama skrzętnie musiała mi je wyławiać zanim wogóle pomyślałam o ruszeniu miski :) Zabawne, do dziś nie lubię farfocli w zupie! Jednak ich nie wyrzucam. Właściwie jeśli chodzi o jedzenie to w naszym domu nic się nie wyrzuca. Skala głodu na świecie oraz problem marnotrawienia żywności w krajach zachodu nauczyła nas szacunku do pożywienia. Ale nie o tym bedę rozprawiać... Będę rozprawiać o tym, że prawie każdy nasz posiłek planowany jest tak by w razie potrzeby resztki z kolacji lub obiadu mogły być wykorzystane ponownie w innej kombinacji. Resztki z tych niezaplanowanych posiłków i tak znajdują swoje zastosowanie na drugi dzień albo lądują w zamrażalniku gdzie czekają na lepszy moment ;)
Ale wracając do zup to farfocle już nie stanowią dla mnie żadnego problemu. Dzięki cudownemu wynalazkowi jakim jest blender, wszystkie farfocle zamiast niepotrzebnie lądować w koszu na śmieci, zamieniają moją zupę w cudowny krem. I co najważniejsze, blendowanie pozwala na krótki proces gotowania warzyw dzięki czemu wszystkie składniki odżywcze z warzyw pozostają w zupie a nie ulatniają się wraz z parą. W kuchni polskiej zupy - kremy pojawiły się stosunkowo niedawno. Ale gdy nastroj nie sprzyja barszykowi ani żurkowi, lekki krem warzywny i do tego w pięknych barwach nadaje jesiennej kolacji zupełnie nowego wymiaru. Taka właśnie jest dzisiejsza zupa. Kremowa, z fioletowego kalafiora i czerwonej kapusty, z dodatkiem białej kiełbasy.



Fioletowa Zupa 

mały fioletowy kalafior
połowa małej główki czerwonej kapusty
2 małe ziemniaki
1 mała czerwona cebula
2 ząbki czosnku
1,5l bulionu warzywnego/rosołu
1 łyżeczka kminu rzymskiego
2 łyżki oliwy z oliwek 
2 białe kiełbaski


Posiekaną cebulę zeszklić na oliwie, dodać zmiażdżone żabki czosnku, podzielony na różyczki kalafior, poszatkowaną kapustę oraz obrane i pocięte ziemniaki. Mieszamy, dodajemy łyżkę kminu rzymskiego i dusimy chwilkę. Dolewamy wywar warzywny lub rosół i gotujemy na małym ogniu przez ok 20 minut. Miksujemy na purée. Na patelni rozgrzewamy łyżkę oliwy. Kiełbasę kroimy w centymetrowe plasterki i podsmażamy chwilę do zrumienienia. Na talerzach przybieramy dowolnymi przyprawami, u nas był to grecki jogurt. Podajemy z plastrami białej kiełbasy.

*** Wegetarianie mogą zrezygnować z kiełbasy gdyż zupa smakuje wyśmienicie bez niej, z czosnkowymi grzankami lub pajdą świeżego chleba.


wtorek, 6 listopada 2012


Nie wiem jak u Was ale w Londynie jak tylko opadną haloweenowe emocje, zapada przedświąteczny nastrój. W sklepach pojawiły się już wigilijne przysmaki, galerie handlowe prześcigają się już w montowaniu coraz to większych i bardziej kolorowych choinek a nad największą, szopingową ulicą miasta, Oxford Street już zawisły wielkie migające lampiony... hmmm... niejeden by pomyślał czy to aby nie za wcześnie... Ale co tam, ja lubię świąteczny nastrój, lubię gdy na zewnątrz lekki mrozek schładza mi nos, gdy w domu pachnie pomarańczami i cynamonem... ostatnio przyłapałam się nawet na podśpiewywaniu sobie pod nosem świątecznej piosenki, która rozbrzmiewała w sklepie z drobiazgami... lallalala 
Lubię też wigilijne potrawy w wydaniu całorocznym. I taką właśnie chce się z Wami podzielić... Troche nie codziennie - wilgotny, aromatyczny polski farsz kapuściano grzybowy owinięty w kruche południowo amerykańskie ciasto do empanady. Smakuje wybornie na gorąco do kubka domowego czerwonego barszczu. A może byc też fajnym, zimnym dodatkiem do pracowniczego lunchboxu. 




Empanada z polskim farszem wigilijnym z grzybów i kapusty
Farsz inspirowany tym od Małgosi a przepis na ciasto pochodzi z ksiązki '1000 Recipes' Victorii Bllashford-Snell 


Do ciasta potrzebne są:
450g mąki pszennej
szczypta soli i świeżo zmielonego pieprzu czarnego
85g masła, pokrojonego w małe kosteczki
2 jajka, roztrzepane, plus jedno do smarowania
4-6 łyżki ciepłej wody


Do dużej miski przesiać mąkę oraz dodać pół łyżeczki soli. Następnie dodać masło rozdrobnione w małe kosteczki i wetrzeć je w makę palcami do otrzymania drobnych okruszków. W oddzielnym rondelku rozbić i rozstrzepać jajka. Rozstrzepane jaja wlać do miski z mąką i wyrobić ciasto. jednocześnie dolewając wody. W zależności od tego jak mąka pochłania płyn, dodawać po łyżce wody do uzyskania odpowiedniej, elastycznej konsystencji. Przykryć ciasto folią kuchenną i schłodzić w lodówce lub zamrażarniku przez 30 minut.


Farsz grzybowo - kapuściany:
500g pieczarek
1/3 kg kiszonej kapusty
1 średnia cebula 
sól, pieprz do smaku 
oliwa do smażenia 

Kiszoną kapustę włożyć do garnka, zalać zimną wodą i gotować min. 1 godzinę, aż kapusta zmięknie. Odcedzić przez sitko i porządnie odcisnąć wodę. Drobno posiekać.
Cebulę i pieczarki obrać i dość drobno posiekać.
Na patelni rozgrzać oliwę. Zeszklić cebulę, a następnie włożyć pieczarki. Posolić, dodać pieprzu do smaku (według uznania). Dusić, mieszając, aż pieczarki zmiękną, a cały sok, które puszczą – wyparuje. Dorzucić posiekaną kapustę. Doprawić do smaku pieprzem i ewentualnie solą, smażyć razem kilka minut. Zdjąć z ognia i ostudzić.
Nagrzać piekarnik do 190 stopni C. Schłodzone ciasto, rozwalkować na grubość 3 milimetrów. Za pomocą wycinaków/szablonów cukierniczych wyciąć 24 kółek (ja użyłam szklanki o dużej średnicy). Na 12 krążkach ułożyć po dwie łyżeczki farszu i przykryć kolejnym krążkiem. Zgnieść końce krążków palcami tak by powstały nam małe 'latające spodki' ;) Można też na brzegach zrobić wgłebienia widelcem. Posmarować żółtkiem. Piec empanady na blasze wyłożonej papierem ok. 20-30 minut, do czasu zrumienienia.



Można podawać z kubkiem gorącego barszczu czerwonego lub na zimno jako przekąskę do kufla zimnego piwa :) Smacznego! 


czwartek, 1 listopada 2012


Wyziębieni po cmentarnych spacerach?
Ja tak... choć od wielu lat jestem daleko od domu i grobów bliskich to jednak coroczny spacer na lokalny cmentarz stał się już tradycją...W Londynie jest wiele pięknych cmentarzy. Tych, na których pochowani są sławni, tych z egipskimi alejkami i tych lokalnych, mniejszych, bardziej anonimowych... i te właśnie lubię najbardziej... to na nich jest najwięcej rodzinnych historii a nagrobki często odzwierciedlają życie ich właścicieli. Z łatwością rozpoznaję polskie groby bo tylko na nich palą się znicze. Wąskie alejki między nagrobkami, stuletnie drzewa, których konary wypierają płyty nagrobkowe z ziemi i ławeczki, na których można spocząć na chwilę.  Najbardziej urzekł mnie nagrobek małej dziewczynki i starszego pana, którego wierny przyjaciel pies wciąż stoi u jego nogi.





W cmentarnej kapliczce zapalam świeczki za tych, którzy odeszli, mam chwilę na zadumę... Pamiętam!
Wracam do domu zmarznięta na miskę gorącej zupy ziemniaczanejz grzankami. Nie ma nic lepszego na rozgrzanie wyziębionej duszy ;)
Wrzucam do bulionu kilka ziamniaczków, jednego pora. Rozgrzewam piekarnik żeby zaraz zapiekać w nim cieniutkie plasterki boczku i bagietki. I po chwili jeszcze tylko blenduję i już... rozgrzewam się w to mroźne popołudnie...



Zupa ziemniaczna z porem i grzankami musztardowymi

50g masła
10 cienkich plastrów wędzonego boczku
2 duże pory, drobno pokrojone w plastry
2 duże ziemniaki, pokrojone w kostkę
2 L bulionu warzywnego/domowego rosołu
2 liście laurowe
300ml mleka
garść pietruszki, drobno posiekanej
sól i pieprz

Do grzanek potrzebne są:
1 świeża bagietka (u nas chleb turecki 'pide')
4 łyżeczki oliwy z oliwek
kilka łyżeczek musztardy 

Przygotowanie:
W dużym rondlu roztopić masło, 8 plastrów boczku pokroić w drobne kostki i dodać. Smażyć, aż do zrumienienia. Dodać pory i ziemniaki, a następnie delikatnie wymieszając smażyć aż nabiorą lśniącego koloru.
Dodać bulion i liście laurowe, doprawić solą i pieprzem według uznania, doprowadzić do wrzenia. Częściowo przykryć i gotować na wolnym ogniu przez 15 minut, aż wszystkie składniki zmiękną. Wyłowić liście laurowe, następnie zblendować wszystkie składniki do konsystencji kremu i następnie wymieszać z mlekiem. Podgrzać delikatnie i doprawić do smaku. Jeśli zupa wydaje się zbyt gęsta, można dodać więcej bulionu lub domowego rosołu (zależy to od wielkości ziemniaków). W międzyczasie, nagrzać piekarnik do 200 stopni. Pozostale plastry boczku ułożyć na kratce i piec kilkanaście minut, aż do całkowitego zredukowania tłuszczu, tak by powstały nam chrupkie paseczki boczkowe. 

Grzanki: Nagrzać piekarnik do 200C. Pokroić bagietkę na cienkie ukośne plastry. Wymieszać w miseczce oliwę i kilka łyżeczek ( u nas 4 łyżeczki) musztardy. Następnie, każdy plaster bagietki wysmarować z obu stron solidnie musztardowo - oliwną zawiesiną i rozłożyć na blasze. Piec przez około 10 minut, do zrumienienia. Podawać z zupą do maczania. Mogą być pieczone wcześniej w ciągu dnia i zimne lub podgrzane przez w piekarniku.

Podawać zupę w miseczkach, posypaną natką pietruszki i przystrojoną chrupiącymi paseczkami boczku oraz z grzankami. 
Spokojnego i ciepłego wieczoru!


sobota, 20 października 2012


Padał deszcz, kałuże rozpryskiwały się z każdym stąpnięciem, wiatr szarpał parasolem we wszystkie strony, wybijała 17:30 a niebo przykryte już było kołdrą jesiennego mroku… szłam do domu wciąż myśląć o pewnej niezałatwionej sprawie… obok tej myśli w głowie kłębiła się lista kolacyjnych pomysłów i zakupów… A może by tak coś słodkiego, pomyślałam… muffiny? W torbie brzdąkały mi snikersowe batoniki, którymi miałam ucieszyć zmokniętą duszę… Po powrocie do domu, przeszukując Internet znalazłam przepis Nigelli na te gigantycznie słodkie i morderczo tłuste muffiny ze snikersami i masłem orzechowym… Pomysł fajny, ale proporcje załatwiły by mnie po pierwszym kęsie. Ale killer, pomyślałam i śmiejąc się do siebie głośno postanowiłam spróbować i zmniejszyłam proporcje składników do minimum…  Pewna znana pani, o przesadzonych kalorycznie deserach Nigelli powiedziała w jednym z artykułów, że „gdyby miała spożywać potrawy Nigelli przez cały tydzień, to jej tętnice pokryłyby się tłuszczem, a pupę miała wielkości swojej sofy…” Z kolei Brytyjskie Stowarzyszenie Dietetyków policzyło kalorie zawarte w serniku, który przedstawiła w pierwszym epizodzie swojego programu. Podobno doliczyli się 7,069 kcal. No ale cóż w tym dziwnego skoro Nigella wymieszała 75g masła, 500g sera i 400g Nutelli… ach, sami przeczytajcie klik. No ale przecież nie codziennie spożywamy takie bomby kaloryczne… bleee… ;)

Nasze muffiny były cudowne, ale zdecydowanie nie polecam ich tym, którzy borykają się z problemami sercowymi lub cukrzycowymi… no i broń Boże tym, co dbają o linię… :)


Snikersowe Muffiny Nigelli 
(Z książki 'How to Be a Domestic Goddess' by Nigella Lawson) 

250g mąki pszennej 
3 łyzki (45g) cukru Demerara (brązowy) 
1 1/2 łyżeczki proszku do pieczenia 
Szczypta soli 
80g masła orzechowego (wersja crunchy) 
40g masła (niesolonego) 
1 jajko 
175 ml masła 
3 x 50g batoniki Snickers, drobno pokruszone 
12 papilotek do mafinów 



Mąkę, cukier, proszek do pieczenia i sól wymieszać w misce, dodać masło orzechowe i mieszać aż masło porozdziela się w mniejsze grudki obtoczone w mące. W małym rondelku rozpuścić masło i ostudzić, dodać roztrzepane jajko, mleko i dokładnie wymieszać. Płynne składniki dodać do mokrych i wymieszać. Masa będzie gęsta i ciężko będzie się mieszać. Dodać pokruszone drobno Snickersy i znów wymieszać. Rozkładać do foremek wyłożonych papilotkami. Piec w temp. 180 st. C przez około 15-20 minut lub do ze złocenia wierzchu. Studzić na kratce. 

Smacznego wszystkim łasuchom! :) 







środa, 17 października 2012

Minęło troche czasu od naszych ostatnich domowo - chlebowych wypieków. Brak kulinarnej weny... a może też kilka skutecznie uśmierconych zakwasów... a może jedno i drugie... hmmm
Dzięki Zorze, która znów ogłosiła światową akcję pieczenia chleba, chcieliśmy nadrobić nasze piekarskie zaległości...
To wczoraj, 16 października domowi piekarze i piekarki łączyli się... za pomocą wirtualnej kromki pysznego, chrupiącego chleba... U nas wczoraj miał być piękny Serowy Chleb z Suszonymi Pomidorami i Oliwkami według przepisu Jima Lahey'a. Jednak, ku naszemu zdziwieniu, coś dziwnego stało się z naszym bochenkiem... wyglądał ładnie po wyjęciu z piekarnika, jednak gdy go pokroiliśmy każda kromka była jak kamień a unoszący się zapach przypominał raczej ostry roztwór świeżych drożdży. Nawet po dokładnych oględzinach nie znaleźliśmy żadnego sensownego wytłumaczenia dla kamiennej konsystencji naszego bochenka. Był późny wieczór, zmęczenie dopadało już nieznośnie ale jak tu odpuścić... my nie z tych, co to łatwo odpuszczają... Kornikowe jednogodzinne bułki uratowały dzień :) 



Ekspresowe bułki razowe
(inspiracja: kornikwkuchni.blogspot.com)


Składniki na około 16 bułeczek


240 g ciepłego mleka
115 g wody
1 łyżeczka miodu
55 g masła
1 jajko
400 g mąki pszennej
160 g mąki pszennej razowej 
7g suchych drożdży 
1 łyżeczki soli



mleko do posmarowania
zioła do posypania: oregano, zioła prowansalskie


Drożdże wsypujemy do miseczki, dodajemy połowę ilości ciepłego mleka, mieszamy odstawiamy na 10 minut. Do garnuszka wlewamy resztę mleka, dodajemy wodę, miód i masło, podgrzewamy do momentu, aż mało się rozpuści, odstawiamy do wystygnięcia.
Do dużej miski wsypujemy mąki, dodajemy zaczyn oraz mleko z masłem z garnu. Dodajemy sól, jajko i łączymy wszystkie składniki. Wyrabiamy ciasto przez 5 minut, powinno być elastyczne i trochę lepkie.
Ciasto dzielimy na 16 części, formujemy bułeczki, układamy na blasze wyłożonej papierem do pieczenia. Odstawiamy na 30-35 minut w ciepłe miejsce. Po tym czasie smarujemy bułeczki mlekiem i posypujemy ulubionymi ziołami. Pieczemy przez 10-12 minut w temperaturze 200 stopni. Studzimy na kratce.

Wszystkiego najchlebowszego! 


World Bread Day 2012 - 7th edition! Bake loaf of bread on October 16 and blog about it!


czwartek, 11 października 2012

Każdy ma swoje ulubione warzywo lub owoc. Ja mam jedno i drugie. A jest nim pomidor. No właśnie – jedni mówią warzywo, a inni mówią, że owoc. Aż trudno uwierzyć, że do XVII wieku uznawany był za truciznę i hodowany był jedynie w celach zdobniczych. Na (moje) szczęście, szybko jednak odkryto jego zdrowotne działanie a przede wszystkim smak, którym podbił kulinarne serca wielu… Chwała królowej Bonie, która to sprowadziła te ‘złote jabłka’ do Polski. Ja ostatnio nie moglam się oprzeć i  przeszmuglowałam przez granicę kilka pomidorowych zdobyczy ze swojej majorkańskiej podróży... 



A wiecie, że pomidory….

· Są źródłem karotenu, witaminy: C, K, E, B1, B2, B3, B6, kwasu foliowego i biotyny. Ze składników mineralnych, pomidory najbogatsze są w potas, sód, fosfor, magnez, wapń, żelazo, miedź, cynk, mangan.
· Są bogate w likopen, nadający im czerwony kolor, który wychwytuje i dezaktywuje wolne rodniki, przez co ma silne działanie antynowotworowe.

Pomidory, dzięki witaminie C, pomagają utrzymać piękną skórę. Witamina E chroni przed powstawaniem zmarszczek i przedwczesnym starzeniem się. Podobno, okłady z soku pomidorowego stosowane na skórę twarzy i dłoni, rozjaśniają przebarwienia i łagodzą zmiany trądzikowe. Potas aktywnie zneutralizuje szkodliwy nadmiar soli w naszej diecie, powodujący zwiększone ciśnienie tętnicze, zatrzymywanie wody oraz skurcze mięśni. Poprawi również funkcjonowanie mózgu poprzez jego dotlenienie. Wśród witamin istotną dla nas jest witamina A, która działa korzystnie na nerwy wzrokowe, wzmacniając je u osób pracujących przy komputerze. Duża zawartość kwasu foliowego w pomidorkach powinna przydać się przyszłym mamom, a także tym, żyjącym w ciągłym stresie, bowiem warzywo to ma właściwości kojące nerwy.

Nie zapominając o męskiej części populacji. 
Chłopaki z Harvardu udowodnili, że jedzenie 10 kawałków pizzy z sosem pomidorowym lub innych posiłków zawierających pomidory, zmniejszyło ryzyko zachorowań na raka prostaty o 45%. Włosi, natomiast potweirdzili, że 7 porcji pomidorów tygodniowo uchroni mężczyznę przed rakiem jelita grubego i żołądka. Do tego dołożyli się Finowie, którzy całkiem niedawno opublikowali rezultaty 12 letnich badań nad rolą pomidorowego likopenu w zmniejszeniu liczby udarów mózgowych, który nie tylko zapobiega tworzeniu się zakrzepów w tętnicach ale również hamuje reakcję zapalną.

Kilka pomidorowych fakcików:

· Najlepsze źródła likopenu to: sos pomidorowy, ketchup, zupa pomidorowa, puszkowane pomidory, sok pomidorowy, sok wielowarzywny, zupa jarzynowa.
· Przyswajalność likopenu wzrasta jeśli pomidory przetwarzane są z dodatkiem tłuszczy, najlepiej oliwy z oliwek.
· Pomidory z upraw ekologicznych zawierają trzy razy tyle likopenu co pomidory z upraw tradycyjnych.
· Najlepsze pomidory to te najbardziej wybarwione, z błyszczącą skórką. Zawierają więcej beta-karotenu i likopenu.
· Powinno się unikać sałatek pomidorowo – ogórkowych, gdyż enzym znajdujący się w ogórkach niszczy zawartą w pomidorach witaminę C.
· Świeże pomidory z upraw gruntowych są doskonałe, jednak przetworzone pomidory (w puszkach, sosy, przeciery, ketchupy) zachowują większość swoich wartości odżywczych. A ponadto likopenu jest więcej w takich przetworach niż w świeżych owocach. Dodatkowo oliwa często dodawana do nich zwiększa przyswajalność likopenu. Wiecej czytadeł na temat pomidorowych badań można znaleźć tu i tu i tam...

Wypróbowałam już wiele różnych soków pomidorowych ale na ten wpadłam sama, najzwyczajniej z lenistwa... :) Wszystkie receptury skrzętnie przekazywane w sieci i magazynach kulinarnych zalecają gotowanie pomidorów lub mikstury przecieru pomidorowego z wodą przed spożyciem. Ale komu by się chciało gotować sok i czekać aż ostygnie jesli właśnie teraz mamy na niego ochotę... tak więc zgodnie z zasadą 'potrzeba matką wynalazku' poniżej chciałam się podzielić swoim najszybszym sokiem pomidorowym z przyprawami... A ponieważ nie posiadamy w naszej kuchni shakera, do tego celu najlepiej sprawdził się słoik po zjedzonych (już) przetworach :) Sok jest bardzo esencjonalny, a dzięki szczypcie pieprzu cayenne jest delikatnie pikantny. Warto tutaj dodać, że wyprubowałam różne przeciery pomidorowe i najlepsze jak do tej pory są pasty pomidorowe produkcji tureckiej i węgierskiej, gdyż nie zawierają soli, tylko 100% pomidorów. Niestety, rozczarowałam się czytając etykietki na polskich przecierach - 20% pomidorów, ileś tam % soli plus kwas cytrynowy i inne substancje, których nazw nie umiem rozszyfrować.... nie będę podawać nazwy producenta ale tak jakoś czasem mi się przykro robi gdy szukając ulubionych polskich produktów w UK, w koszyku lądują jednak produkty zagraniczne...  


Sok Pomidorowy
3 łyżeczki przecieru pomidorowego
1 gałązka selera naciowego
250ml wody mineralnej 
2 kostki lodu
Sól i Pieprz
szczypta pieprzu Cayenne

Do słoika włożyć dwie kostki lodu, przecier pomidorowy i przyprawy według uznania. Gałązkę selera naciowego zetrzeć na drobnej tarce i połączyć z resztą składników. Zakręcić słoik dokładnie i zabawić się w barmana :) Potrząsnąć słoikiem kilka razy do wymieszania wszystkich składników. Otworzyć słoik i podawać sok przybrany gałązką selera naciowego. 

Smacznego i szybkiego soku!



Żurawina? Tak czy nie? Lubicie? Bo my lubimy...

Macie pomysł jak wykorzystać kilogram świeżuteńkiej żurawiny? Sok do zimowej herbaty? A może sos do mięsa?




poniedziałek, 8 października 2012

Dzień Dobry! 
Jest poniedziałek godzina 8.30 rano czasu Greenwich... 
Za oknem piekna londyńska jesień, pochmurne niebo, termometr wskazuje 13°C... wygląda na to, że trzeba będzie włożyć do torby parasol... 
Miał być długi i wyczerpujący post o naszych rybnych pasjach a będzie super szybka receptura na naszą ulubioną pastę rybną do kanapek... Kiedyś przekazana mi przez starego przyjaciela rodziny, wielbiciela wędkarstwa, dziś bardzo często gości na naszym śniadaniowym talerzu... 




Ekspresowa pasta do kanapek z sardelami 

250g półtłustego twarogu
1 puszka wędzonych sardeli w oliwie
1/2 małej cebuli
2 jajka
sól i pieprz
świeże bagietki


Cebulę drobno posiekaj. Rozdrobniony widelcem twaróg włóż do miski, dodaj sardele z oliwą z puszki (oliwa doda paście wilgotności). Jajka ugotować na twardo, następnie pokroić drobno lub zetrzeć na grubej tarce i wymieszać z pozostałymi składnikami. Doprawić solą i pieprzem. Wszystko dokładnie ugnieć widelcem. Podawać ze świeżą, chrupiącą bagietką.
** Ze względu na zawartość oliwy w paście, nie ma potrzeby smarowania kanapek masełkiem. ;)


Smacznego!! A do śniadania coś miłego na uspokojenie poniedziałkowo-porannych nastrojów... ;)



czwartek, 4 października 2012

Kto był choć raz w Krakowie, ten wie gdzie sprzedają najlepsze zapiekanki pod słońcem… Oczywiście w ‘Okrąglaku’ u Endziora na Placu Nowym. W samym sercu Kazimierza, jak tylko sięgnę pamięcią (a mogę sięgać już dość daleko) życie towarzyskie tętniło od rana do nocy. Dekadenckie knajpki, w których przesiadywało się do bardzo późnych lub czasem bardzo wczesnych godzin rannych wypełnione były zawsze po krawężniki przed drzwiami… a jak człek się już porządnie napił i wygadał zazwyczaj w okolicach świtu, nadchodził czas na zajęcie swojego miejsca w kilometrowej kolejce do Endziora, po absolutnie wymiatającą zapiekankę z pieczarkami, serem, ketchupem i szczypiorkiem. Była ona pokarmem nie tylko biednego jak mysz kościelna studenta ale też bogatszego przedstawiciela warstwy pracującej. 

Ale kto nie był w Wielkiej Brytanii, to nie wie, że Anglicy też mają swoją genialną zapiekankę. Choć nie można jej kupić w budce przy ulicy ani też nie spotkaliśmy się z nią w standardowym menu porządnego brytyjskiego pubu, to jednak istnieje w świadomości Walijczyków, zwłaszcza tych, którym bieda często zaglądała do garnków… stąd też oryginalna nazwa zapiekanki ‘Welsh rabbit’. Według zabawnego, przeciętnego Walijczyka, wypasiony tost ociekający stopionym cheddarem był jak uczta z pieczonego królika. Nie wiadomo dlaczego, dziś zamiast ‘rabbit’ używa się określenia ‘rarebit’. Ja osobiście wolę tą oryginalną. 



Prawdziwy ‘Walijski Królik’ to gruba kromka stostowanego pieczywa, pokryta kremową mieszanką sera cheddara (Cheshire’a lub Gloucester’a) z jajkiem, musztardą i ciemnym piwem, stoutem. Następnie grillowana i pałaszowana na super gorąco, prosto z pieca. 

I choć sposobów na te zapiekanki jest tysiące, my trzymamy się tej jednej, podstawowej… Czyli:

4 duże kromki chleba 
200g sera Cheddar lub Leicester 
1 jajko 
1 łyżka sosu Worcestershire 
Szczypta pieprzu Cayenne 
½ łyżeczki musztardy 
30 ml ciemnego piwa (Stout) 
Odrobina masła 


Pod rozgrzanego grilla włożyć kromki chleba posmarowane masłem. W międzyczasie, do miski zetrzeć cały kawałek sera, wbić jajko dodać sos Worcestershire, musztardę i przyprawy. Dokładnie wymieszać by zrobiła się jednolita masa. Jeśli masa jest zbyt sucha, można dodać jeszcze jedno jajko. Delikatnie wypieczone chlebki wyciągnąć z piekarnika i wysmarować obficie masą serową. Włożyć ponownie do piekarnika i piec tak długo, ‘na oko’ aż ser się całkowicie rozpuści a nasz Rabbit będzie miał piękny złocisty kolor. I gotowe!

*** Fajny artykuł o serowych przyjemnościach jest tutaj, gorąco polecamy. 




środa, 3 października 2012


W tym roku jesień rozgościła się na wyspie już w połowie sierpnia. Ale dopiero teraz widoczna jest w pełnej swojej krasie… czuć ją w powietrzu, które przedostaje się przez cienką szparę okienną… siedzę w sofie i obserwuję koniuszki pożółkłych drzew, niebo też jakieś takie marudne dzisiaj… 


... z jesiennym rozleniwieniem układam w głowie sprawy bieżące, zaległe i przygotowuję się do nowego etapu życia… A w niewielkim rondlu na kuchennym blacie bulgocze cichutko zupa z kurek… Gorąca, z dodatkiem kremowej śmietany… rozgrzeje i ukoi jesienne nastroje… 



Zupa kurkowa z koprem włoskim i suszonymi pomidorami 
(z przepisu znalezionego gdzieś w internecie)

1 duża marchewka 
1 pietruszka 
1 mała gałązka selera naciowego 
½ bulwy kopru włoskiego 
1 cebula 
2 ząbki czosnku 
25ml oliwy z oliwek 
250g kurek 
kilka suszonych pomidorów (wg uznania, u nas 3) 
1 l bulionu grzybowego (u nas Winiary)
200 ml śmietany 30% 
sól i pieprz 

Wszystkie warzywa kroimy w drobną kostkę, czosnek zgniatamy dużym nożem i drobno siekamy. Rozgrzewamy na patelni oliwę i podsmażamy wszystkie warzywa przez ok. 10 min. Dodajemy umyte i osuszone kurki i smażymy jeszcze kilka minut. Zalewamy bulionem grzybowym, dodajemy uprzednio pokrojone suszone pomidory i gotujemy 30 min. Gdy warzywa są miękkie, doprawiamy je solą i pieprzem, wlewamy śmietanę. Zupę posypujemy koperkiem.


środa, 19 września 2012


Ostatni weekend minął nam pod znakiem ryb... i nie dlatego, że Jarek jest zodiakalna rybą… hehehe Pieczone, duszone, w połączeniu z wołowiną… i gotowane… ale jak gotowane? No właśnie, tutaj jest ciekawostka… czy ktoś kiedyś słyszał o gotowaniu ryby bez użycia wysokiej temperatury? Jak widać cała Ameryka Południowa gotuje rybę bez użycia prądu lub ognia… A danie, które przez wieki utrzymywane było w sekrecie, dziś coraz częściej podaje się w formie przystawek lub lekkiego dania podczas lunchu… Mowa o Ceviche (‘seh-BEE-chay’). 
Spór o pochodzenie Ceviche toczy się pomiędzy Peru i Ekwadorem, jednak oba kraje mają niesamowity wybór ryb i owoców morza, co może dowodzić że pochodzą od starożytnych cywilizacji Inków w Peru i Ekwadorze. Każdy kraj Ameryki Łacińskiej dał Seviche/ceviche własny akcent, dodając typowe dla swojej kuchni przyprawy, składniki i ozdoby. W Peru jest serwowane z plastrami zimnych słodkich ziemniaków lub kukurydzy na kolbie. W Ekwadorze jest podawane z popcornem, orzechami lub kukurydzą, w dużej, kryształowej misie tak by goście mogli sami się częstować za pomocą wykałaczek. W Meksyku, Ceviche serwowane są z krążkami surowej cebuli i podawane na stostowanych tortillach.
Ale czym tak naprawdę jest ceviche? Zależnie od regionu Ameryki Południowej, z której pochodzi, zawsze podstawowym składnikiem jest surowa ryba lub surowe owoce morza, pokrojone w malutkie, wielkości kęsa kawałki, marynowane w soku z cytrusów, najczęściej cytryn i limonek z dodatkiem soli oraz płatków ostrych papryczek (chilli). Według starych tradycji, już Inkowie marynowali ryby w sokach z cytrusów, soli i papryczkach chilli, a w późniejszych czasach hiszpańscy najeźdźcy dodali do marynaty limonki. Kwas cytrynowy w soku zmienia konsystencję ryby, a ściślej, zmienia strukturę białek zawartych w rybach, co sprawia, że ryba staje się zbita, tak jak to się dzieje podczas obróbki cieplnej. A przy tym pozostawiając jej ‘surowy’ smak. Jednak, kwas cytrynowy nie zabija bakterii tak jak wysoka temperatura podczas pieczenia lub gotowania, dlatego ważne jest by wybierać najświeższą rybę lub owoce morza, podobnie jak na sushi.
Ceviche jest łatwe do wykonania i może być przygotowane na lekki lunch lub jako świetna przekąska do kolacji. Prezentuje się pięknie na szklanych półmiskach i pucharach.
Wariacji Ceviche jest niezliczona ilość… My użyliśmy marynaty według przepisu Gordona Ramsay’a. Jednak Gordon marynuje tylko łososia a my zamarynowaliśmy również okonia morskiego. To najlepsza marynowana ryba jaką jedliśmy. Zdecydowanie polecamy wypróbowanie miłośnikom ryb. 

 Ceviche z Łososia i Okonia Morskiego

1 limonka
1 cytryna
4 cebulki dymki
1 czerwona papryczka chili
3 łyżki oleju sezamowego
6 łyżek oliwy z oliwek
2 łyżki sosu sojowego
1 pęczek kolendry
1 łyżeczka cukru
Sól i pieprz
250g filet z łososia, pokrojonego w cieniutkie plastry
250g filetu z okonia morskiego, pokrojonego w cieniutkie plastry
liście sałaty, do dekoracji

Przygotowanie marynaty:
Wyczyścić cytrynę i limonkę dokładnie, skórkę z całych owoców zetrzeć na drobnej tarce i umięścić w dużej misce. Wycisnąć sok z cytryny i limonki do tej samej miski. Usunąć twarde zewnętrzne skórki z dymki, drobno posiekać i dodać do miski.
Zrolować chili w dłoniach, aby poluzować pestki. Odciąć górę i kroić chilli drobno, odrzucając nasiona, dodać do miski. Dodać olej sezamowy, oliwę z oliwek, sos sojowy i dokładnie wymieszać.
Następnie, pęczek kolendry drobno posiekać. Dodać do miski i wymieszać. Dodać pół łyżeczki pieprzu, szczyptę soli i cukru, mieszać. Marynata może leżeć nawet kilka dni.
Filety z ryb uprzednio porządnie oczyszczone i opłukane, cieniutko pokroić na milimetrowe plastry. Aby ryba się łatwo kroiła, musi być bardzo zimna, prosto z lodówki. Plastry mogą być dowolnej wielkości, im większe tym lepiej się prezentują.
Następnie, umieścić plastry ryb w marynacie na godzinę, w lodówce – należy pamiętać tylko, aby usunąć je pół godziny przed spożyciem aby wróciły do temperatury pokojowej, dzięki czemu można w pełni docenić smak ryby. Kilka minut przed spożyciem, przystroić rybę liśćmi sałaty, rzeżuchy, bazylii, według uznania.
Można również zanurzać plastry ryby w marynacie podczas spożywania, gdyż proces ‘gotowania’ ryby następuje natychmiastowo. Podawać z ulubionym Pinot Grigio :) 


Niech smak będzie z Wami :)


niedziela, 26 sierpnia 2012

Puk Puk…

Halo Halo jesteśmy… tylko na dłuższą chwilę się ulotniliśmy… Mimo tych kilku miesięcy naszej nieobecności, wielu naszych czytelników pozostało a i nawet nowi się pojawili. To bardzo miłe. Tak więc jesteśmy z powrotem, z nowymi pomysłami i świeżymi umysłami.


A dziś typowo wakacyjny pomysł na wykorzystanie ryby i owoców morza, które po raz kolejny próbuję przemycić do Jarkowego talerza… Wciąż do mnie mówi: „Jak można jeść takie robactwa wodne i dlaczego w takim razie nie jadamy robaków lądowych?” Dowcipniś! Ja jednak się dziś nie poddałam i dzięki dużej ilości przypraw i warzyw, efekt był zaskakująco smaczny i nawet Jarek skusił się na dokładkę… no dobrze, z drugiej porcji ja musiałam zjeść robaki, czyt. owoce morza ;) 

Rybny Chowder z Owocami Morza
3 łyżki oliwy z oliwek
1 duża cebula, drobno posiekana
3 ząbki czosnku, zgniecione
1 papryczka chilli, drobno posiekana
2 łyżki pasty ze słodkiej papryki
600g drobno pokrojonych pomidorów
200ml białego wina
300ml bulionu rybnego (użyłam kostki rybnej)
1 duży filet z łososia, pokrojony w 2cm kostki
1 filet z okonia morskiego
1 filet z dorady
6 krewetek tygrysich
Kilka małży (u nas duża garść)
5 filetów anchovis
Garść kolendry
3 plasterki skórki z pomarańczy
Sól i pieprz
Kilka kromek pieczywa

Wszystkie owoce morza i ryby dokładnie oczyścić, opłukać pod bieżącą zimną wodą i osuszyć. Następnie, ryby pokroić w dwucentymetrowe kawałki, oprószyć solą i pieprzem. Rybę obsmażyć delikatnie na patelni lub grillu.
Rozgrzać oliwę w szerokim rondlu lub na głębokiej patelni. Dodać cebulę i smażyć na małym ogniu przez 5 minut, aż zmięknie. Kolejno, dodawać zgnieciony czosnek, chilli, koper oraz fileciki anchovies i gotować kilka minut. Dodać drobno pokrojone pomidory oraz pastę ze słodkiej papryki. Zwiększyć ogień i gotować przez 10-15 minut, mieszając, aż pomidory puszczą sok. Wlać wino i gotować przez kolejne 10 minut aż do zredukowania.
Dodać bulion rybny i skórkę pomarańczową, wciąż dusząc wywar pod przykryciem.  Dodaj małże, krewetki i ryby i gotować przez kolejne 5 minut aż ryba zmięknie a małże się otworzą. Posypać świeżymi liśćmi kolendry i zajadać z grzankami czosnkowymi, siedząc na balkonie i sącząc ulubione wino. Pycha... 

Smacznego! 


Wspaniałej leniwej niedzieli ;)

poniedziałek, 23 stycznia 2012

Szkoda, że jest tylko godzina 14 w Poniedziałkowe popołudnie... bo z chęcią napilibyśmy się takiego cydru...


cranberry mulled cider from tiger in a jar on Vimeo.

Miłego popołudnia wszystkim!

sobota, 21 stycznia 2012



Na blogach kulinarnych i forach widzę spory o pochodzenie cebularzy. Jedni mówią, że Lublina, inni że z Zamościa, a jeszcze inni, że z Podlasia…
A co legenda na to? A legenda mówi, że placki z cebulą, pieczone na skraju szabaśnika wywodzą się z kuchni żydowskiej. Ich początki sięgają czasów Kazimierza Wielkiego. Być może wypiekała je królowi Esterka, kazimierska kochanka króla.
Z domowego przysmaku w XIX wieku stały się "przebojem” żydowskim piekarni na Starym Mieście w Lublinie i Wieniawie.
‘Ja jadłem przed wojną cebularze, to cebularz był taki duży i on był tutaj podziurawiony w środku. Podziurawiony chyba nożem, posypany tą cebulą. Ale w tym miejscu, gdzie był podziurawiony, on w ogóle nie wyrastał i był cienki i chrupiący, a tylko obrzeże było wyrośnięte. Jak się takiego cebularza posmarowało masełkiem to pycha. A dzisiaj to jest taki "klajster”. To nie są cebularze’ – wspomina  Waldemar Greszta. (Teatr NN, Historie mówione).
Cebularze robiono przed wojną w Kazimierzu, Piaskach, Szczebrzeszynie. Dziś wypieka je kilkadziesiąt piekarni w regionie. Opowiadają też, że ten placek z cebulą nie ma sobie równych i cała Lubelszczyzna jest z niego tak dumna, jak górale z oscypka. Dlatego też od kilku lat jest wyrobem markowym, właśnie jak oscypek.
Oryginalnie receptura zawiera mąkę krupczatkę, drożdże, mleko, jajko, sól i cukier, no i masło. A i kształt placka jest tu bardzo ważny. Te Podlaskie są jak małe drożdżowe bułeczki nadziewane lekko smażoną cebulą. Do ciasta dodaje się śmietany, wycina szklanką placuszki, nakłada cebule przesmażoną z solą, pieprzem i majerankiem, formuje małe kuleczki, z wierzchu smaruje się je żółtkiem i piecze kwadrans do uzyskania złocistego koloru.


My skorzystaliśmy z receptury na ciasto, którą znaleźliśmy tutaj. Z braku maku, wykorzystaliśmy kilka innych składników, które wkomponowały się świetnie. Tak więc powstała nasza wersja cebularzy, która zawiera…
250 g mąki pszennej
1 łyżeczka drożdży instant
2 łyżeczki cukru
1/2 szklanki mleka
1 jajko
1/2 łyżeczki soli
3 łyżki masła
Duży pęczek cebulki dymki
2 łyżki oleju
3 duże ząbki czosnku
1 łyżeczka płatków chilli
Sól i pieprz

Do miski przesiewamy mąkę. Robimy wgłębienie. Wlewamy część letniego mleka, wsypujemy cukier i drożdże. Lekko mieszamy zagarniając odrobinę mąki. Posypujemy lekko mąką i odstawiamy na kilka - kilkanaście minut, aż zaczyn zacznie pracować. W między czasie roztapiamy masło. Do wyrośniętego zaczynu dolewamy ostudzone masło i sól. Jajko lekko ubijamy. Zostawiamy odrobinę jajka do posmarowania, a resztę wlewamy do mąki. Stopniowo dolewamy mleko i mieszamy. Wyrabiamy ciasto (ja wyrabiałam 5 minut w robocie, ale można też wyrabiać ręcznie). Ciasto ma być elastyczne. Wyrobione ciasto odkładamy do miski nasmarowanej olejem, przykrywamy i odstawiamy w ciepłe miejsce do wyrośnięcia. Ciasto powinno podwoić swoją objętość. U nas około 1,5 godziny w ciepłym miejscu (w pobliży boilera).
W między czasie kroimy cebulkę w drobną kostkę. Podsmażamy cebulę na małej ilości oleju wraz z wyciśniętym czosnkiem i płatkami chilli. Kiedy cebula już zmięknie doprawiamy solą i świeżo zmielonym pieprzem. Odstawiamy do wystudzenia.
Wyrośnięte ciasto dzielimy na 6 równych części. Z każdej forujemy kulę i wałkujemy delikatnie na płaski placek. W między czasie nagrzewamy piekarnik do 200 stopni. Każdy placek po brzegach smarujemy pozostałym jajkiem. Na środek każdego placka wykładamy farsz cebulowo - czosnkowy. Pieczemy w 200 stopniach przez około 25 minut, aż się zarumienią.
Takie słone cebularze są świetną zakąską do piwa i wieczornego, domowego seansu filmowego.



*** A z ogłoszeń parakulinarnych, to ostatnio znaleźliśmy się w internecie, w jednym z artykułów na portalu Ugotuj.pl. Jest nam bardzo miło, i nieskromnie życzymy sobie więcej taki odniesień do kuilnarnych impresji. :) 




Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...