środa, 6 października 2010

Dziś rano obudzona strugami deszczu uderzającego w okno, pomyślałam... co za dzień, znowu pada! Szare niebo, ulica pokryta różnokolorowymi parasolami, kałuże rozpryskujące się od biegu przechodniów.... jesień zawitała u nas już wielkimi krokami. No i co tu zrobić żeby dzień nie zakończył się tak szaro jak się zaczął... A niech to, pomyślałam - zrobię sobie małą wycieczkę!! Owinięta w koc i w zimowych kapciach podreptałam do kuchni w potrzebie gorącej herbaty z cytryną cały czas powtarzając sobie w myślach  - niech zaświeci słońce, niech zaświeci słońce... :) no i cóż się stało? Dwie godziny później, prawie przygotowana do wyjścia, zabezpieczona na wszystkie możliwe sposoby przed deszczem zobaczyłam, że nie ma po nim ani śladu... i zaświeciło słońce... niemalże podskoczyłam z radości i postanowiłam jak najszybciej wyjść z domu by złapać choć trochę ostatnich promieni słonecznych w tym roku.

Jakiś czas temu, szukając kolejnego pomysłu na obiad natknęłam się w internecie na wzmiankę o pewnej księgarni - jednak jest to niezwykła księgarnia bo można w niej kupić książki wyłącznie związane z kuchnią, gotowaniem i kulinarnymi podróżami wielkich mistrzów patelni...
Kto by pomyślał, że to tak niedaleko...
A ponieważ stawiam pierwsze kroki w pieczeniu chleba (i tu się pochwalę, że jestem na etapie chodowania swojego pierwszego zakwasu chlebowego ale o tym kiedy indziej) pomyslałam, że może znajde tam książkę Pana Hammelmana o wypiekach domowego chleba.

Ale do rzeczy! Księgarnia ma wdzięczną nazwę Books for Cooks i mieści się w jednym z najbardziej kosmopolitycznych miejsc w Londynie - przy Portobello Road, która prowadzi do samego serca Notting Hill. 
Ulica ta, znana jest głównie z gwarnej atmosfery towarzyszącej marketowi antyków, pamiątek i innych szpargałów. Co mi się najbardziej podoba w tym miejscu to to, że nie uświadczy się tu żadnego sieciowego sklepu ani  popularnych coffee shopów. Jedynie małe, przytulne kawiarenki i sklepiki w starym angielskim stylu z drewnianymi witrynami i stoliczkami na zewnątrz. Aż się dusza prosi żeby usiąść na filizankę świeżo zaparzonej kawy czy herbaty. 


Jakie było moje zdziwienie gdy wchodząc do księgarni zobaczyłam w tle małą kawiarenkę i krzątające się za barem kucharki. No i już wiedziałam, że tak szybko stąd nie wyjdę... I tak się też stało! Co prawda, nie zdążyłam na porządny obiad, który jest tu serwowany codziennie i to oczywiście według receptur wybieranych ze sprzedawanych tu książek ale za to załapałam się na ostatni kawałek ciasta czekoladowo - pomarańczowego i filiżankę czarnej herbaty cejlońskiej. Ale szczęściara - pomyślałam :) Teraz to już nic mi do szczęscia nie trzeba było.... słońce, klimatyczna księgarenka, trochę słodyczy i dobra herbata - jak niewiele trzeba by zaspokoić głód duszy i żołądka...


Po szybkim spałaszowaniu tych pyszności zabrałam się do przeglądania półek z książkami... po kilku godzinach namiętnej lektury stwierdziłam, że to już chyba czas na dalszą wędrówkę po Portobello Road... Oczywiście, jak to ja nie mogłam wyjść z pustymi rękami i zasiliłam swoją kucharską biblioteczkę o kolejne dwie pozycje - tym razem wydane przez Books for Cooks, które są zbiorem przepisów opracowanych przez samego właściciela księgarni, a które są serwowane w tutejszej kawiarence.

Dostałam również zaproszenie do skorzystania z organizowanych przez księgarnię workshopów kulinarnych prowadzonych przez autorów sprzedawanych książek.
Ach, napewno skorzystam.... :)











Z wielkim uśmiechem na twarzy wyszłam z księgarni i jeszcze chwilkę stałam przed witryną aby podelektować się radoscią ostatnich kilku godzin w niej spędzonych.


Kilkadziesiąt metrów dalej znalazłam kolejne miejsce, które od dziś będę regularnie odwiedzać. Są to delikatesy z hiszpańskimi smakołykami i (co mnie najbardziej zadowoliło) terakotowymi naczyniami. Po raz kolejny dzisiejszego dnia mogłam nakarmić duszę i żołądek - przystojni, uśmiechnięci hiszpańscy sprzedawcy :) ( nie mówcie Jarkowi) zachęcali do degustacji tradycyjnych hiszpańskich wędlin i serów... no i w samym kącie regał z terakotą. Uwielbiam gotować i piec w terakocie. Porowata struktura gliny po uprzednim namoczeniu w ciepłej wodzie (przez około 15-20minut) stwarza świetne warunki dla temperatury i jednocześnie wilgoci gotowania. Nie trzeba używać żadnego tłuszczu (co mnie się najbardziej podoba). Mamy już kilka glinianych garnków w naszej kolekcji ale znów się nie oparłam i oto co zakupiłam... 



Przez chwilę czułam w powietrzu wojnę domową, że znów przyniosłam kolejne naczynia (jakby to ich mało w domu było) ale co tam.... taki piekny dzień, pełen przyjemności i radości.... napewno jakoś się wytłumaczę....



2 komentarze:

  1. Dawno nie bylam w Books for Cooks. W ogole dawno nie bylam na Notting Hill - tak to sie konczy, kiedy czlowiek przeprowadza sie z kodu pocztowego NW do SE... Ale cos mi sie zdaje, ze bede musiala nadrobic. Bo tesknie za tym miejscem straszliwie.

    OdpowiedzUsuń
  2. Witam Maggie na naszym blogu, cieszymy sie razem z Jarkiem, ze ktos nas poczytuje i podglada... :) ja bylam wczoraj w books for Cooks po raz pierwszy i jestem pod wrazeniem - a dzis gotuje obiadek wedlug jednej z ich receptur.... i napewno bede zagladac czesciej.... :) Moze kiedys sie tam spotkamy i poplotkujemy o kulinariach jak to na kuchareczki przystalo :)

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...